Emilia Morgan
Wielka wyprawa Pocztusia
bajka do słuchania
Pocztuś podjął się misji dostarczenia ważnej przesyłki do Wenecji. Czy dotrze do tego odległego miasta? Jakie przygody czekają do po drodze? Posłuchajcie bajki o samochodach.
- 1 -
Dzień w Wesołej Dolinie rozpoczął się całkiem normalnie. Wóz policyjny wyjechał na poranny patrol, dzieci poszły do szkoły, a Pocztuś pojechał do bazy sprawdzić jakie przesyłki ma dziś do rozwiezienia.
Pogwizdując sobie, układał paczki na jedną stronę bagażnika, a listy na drugą. Prawie już skończył, gdy zauważył, że w jego kierunku biegnie pani Majewska, krawcowa z miasteczka.
- Pocztusiu! Zaczekaj! – zawołała.
- Co się stało? Dlaczego tak się Pani spieszy? – odparł młody wóz pocztowy.
- Czy nie masz przesyłki zaadresowanej na moje nazwisko? – zapytała krawcowa.
- Nie, niestety nie mam. Przed chwilą przeglądałem paczki – odpowiedział żółty. – Chociaż zaraz, mam jedną nietypową przesyłkę. Nazwisko jest nieczytelne, ale adres chyba Pani. Zaraz sprawdzę.
Pocztuś otworzył bagażnik i hakiem bezbłędnie wyłowił dużą paczkę z wielokrotnie poprawianym adresem.
- To ta – powiedział i położył przesyłkę na ławce. Razem z krawcową zaczęli przyglądać się bazgrołom, które przysłaniały adres.
- Wygląda na to, że adres się zabrudził i był nieczytelny, a potem ktoś próbował zgadywać dokąd paczka ma trafić – domyślał się Pocztuś.
- Patrząc na gabaryty przesyłki to musi być ta – dodała pani Majewska. – Wydaje mi się, że nazwisko na naklejce adresowej kończy się na – ska, a adres to będzie Kolumnowa 12.
- Tak, adres jest lepiej widoczny – odparł wóz pocztowy – i to jest pani adres, a nazwisko, skoro kończy się na – ska, to też pasuje do pani. W takim razie proszę pokwitować odbiór przesyłki.
Pani Majewska podpisała potwierdzenie, zabrała paczkę, pożegnała się z Pocztusiem i wychodząc powiedziała do siebie:
- I co ja teraz zrobię, zbyt mało czasu.
Pocztuś, który usłyszał jeszcze to zdanie zapytał czy podwieźć przesyłkę do domu pani Majewskiej, bo może jest zbyt ciężka.
- Nie, nie trzeba. Dziękuję – odpowiedziała krawcowa. – Paczka nie jest ciężka, tylko ważna. Czekałam na nią ponad tydzień. Pół roku temu, zadzwoniła do mnie córka z Włoch, że jej przyjaciółka wychodzi za mąż i zapytała czy mogłabym uszyć dla niej suknię ślubną. Oczywiście uszyłam, z najpiękniejszego i najdelikatniejszego materiału. Gotowa suknia czekała na termin ślubu. Dwa tygodnie przed datą uroczystości, przyjaciółka córki chciała ją jeszcze raz przymierzyć i tak się nieszczęśliwie stało, że nadszarpnęła skrawek materiału uszkadzając suknię. Rozpłakał się biedaczka, gdyż uznała, że suknia jest stracona, bo takiego materiału tam nie może kupić, ale moja córka zaproponowała, że przecież w dwa tygodnie to suknia przyjedzie do mnie, ja ją poprawię i odeślę z powrotem. Tak tez zrobiły, spakowały szybko suknię, nadały przesyłkę, mnie poinformowały, że za dwa dni otrzymam suknię do reperacji, a tu minął ponad tydzień i sukni nie ma. Mijają kolejne dni, a ja wciąż nie otrzymałam przesyłki. Koleżanka córki chce już ślub odwołać, bo jak to panna młoda bez sukni ślubnej? Moja córka ją wstrzymuje licząc, że jeszcze zdążymy.
- To w końcu przesyłka dotarła – powiedział Pocztuś. – Teraz można nadrobić straty.
- Teraz jest czwartek, naprawię suknię i jutro mogłabym ją wysłać. Niestety przesyłka do Włoch dotrze dopiero w poniedziałek, a potrzebna jest na sobotę. Wszystko stracone przez ten zamazany adres.
- To rzeczywiście przykra sprawa – dodał wóz pocztowy. – Ale zaraz. A jakby ktoś pojechał specjalnie z suknią, to mógłby zdążyć?
- Spokojnie by dojechał. Ślub jest w Wenecji w sobotę. Wyjeżdżając w piątek wcześnie rano, można być na miejscu późnym wieczorem. Ja niestety, nie mam samochodu.
- Ale ja mogę pojechać i wtedy zdążyłbym dotrzeć na czas.
- Mógłbyś Pocztusiu to zrobić? – Zapytała pani Majewska z nadzieją w głosie.
- No pewnie, z chęcią pojadę, zwłaszcza, że jeszcze nigdy nie byłem w Wenecji.
- To ja pędzę do domu i zabieram się do pracy.
- Dobrze, a ja ruszam rozwieźć dzisiejszą pocztę.
Pani Majewska poszła w kierunku swojego zakładu krawieckiego, aby wymienić potargany fragment sukni ślubnej, a Pocztuś odpalił silnik i pojechał z przesyłkami do miasteczka. Początkowo tak się ucieszył, że pojedzie do Wenecji, że nie pomyślał jaka to daleka trasa i czy nie pobłądzi po drodze. „Nie, nie ma się co martwić” – ostatecznie zdecydował. „Zabiorę mapę na wszelki wypadek, a w razie potrzeby „koniec języka za przewodnika””.
Na koniec dnia podjechał do swojego przyjaciela Blacka, dużej ciężarówki, którą poznał na złomowisku pojazdów.
- Black, – zaczął Pocztuś –jeździłeś po całej Europie rozwożąc przesyłki. Daj mi jakieś wskazówki na drogę do Wenecji.
- Wenecja, niezwykłe miasto – rozmarzył się czarny. – Piękne, choć centrum nie widziałem. Nie da się tam wjechać.
- Co to znaczy, że nie da się wjechać? – przerwał Pocztuś.
- Wenecja to miasto na wodzie. W miejscu ulic są tam kanały wypełnione wodą, a ludzie zamiast jeździć samochodami przemieszczają się łodziami albo motorówkami.
- To jak ja dostarczę przesyłkę na miejsce? – zdenerwował się żółty wóz pocztowy.
- Będziesz musiał ją komuś przekazać, albo adresat sam przyjedzie na parking po przesyłkę – spokojnie wytłumaczył Black.
- Dziękuję ci za wyjaśnienie – powiedział Pocztuś. – Teraz muszę jeszcze się przygotować i w drogę.
- Powodzenia – odparł czarny. – A, jeszcze jedno, uważaj na piratów drogowych i trzymaj się głównych dróg.
- Jasne – lekko odpowiedział Pocztuś i odjechał do siebie.
Przed snem zatankował do pełna, sprawdził powietrze w kołach oraz poziom oleju i przygotowany udał się na spoczynek.
Z samego rana Pocztuś zjawił się pod drzwiami Pani Majewskiej po przesyłkę. Otworzyła mu z lekko zaczerwienionymi oczami po nieprzespanej nocy.
- Suknia gotowa – przywitała Pocztusia z uśmiechem. Po chwili młody wóz pocztowy z suknią w bagażniku i zaopatrzony w adres dostawy, nawrócił i powiedział do siebie:
- Czas na mnie!
- Szerokiej drogi! – zawołała Pani Majewska.
- 2 -
Pocztuś szybko mijał kolejne miasteczka. Rano droga była spokojna i po niedługim czasie wjechał na autostradę prowadzącą na południe Europy. Tu kilometry jeszcze szybciej uciekały.
„Ciekawe jak wygląda ta Wenecja” – myślał. „Jak to możliwe, że nie ma tam ulic? – dalej się zastanawiał. „Black chyba coś pomylił” – tak rozmyślając dotarł na przedmieścia jakiegoś dużego miasta. Ruch na drodze zdecydowanie się nasilił. Wszyscy dokądś pędzili i z dużą prędkością wyprzedzali Pocztusia, który nawet zwolnił, aby nie przegapić znaku i źle nie skręcić.
„Dobrze, że w naszym miasteczku nie jeżdżą tak szybko” – pomyślał.
- I dokąd tak pędzisz? – krzyknął zdenerwowany za ciężarówką, która wyprzedziła go z głośnym sygnałem „bip”. W tym momencie TIR zwolnił i wciąż jadąc lewym pasem pozwolił Pocztusiowi dorównać.
- Mówiłeś coś żółciutki? – zapytał sucho.
- Eee, nie. Nic konkretnego – wystraszył się Pocztuś.
- Co się tak ślamazarzysz? Nie znasz drogi? – zapytał.
- Znam ją bardzo dobrze, tylko jest taki piękny dzień, że nie mam ochoty pędzić – skłamał wóz pocztowy nie chcąc się przyznać, że jedzie tą drogą pierwszy raz w życiu.
- To się tak bardzo nie rozglądaj, bo cię rowerzyści wyprzedzą – rzuciła ciężarówka i odjechała.
- Dobre – odpowiedział Pocztuś, udając że mu się podobało, ale rozmówca już go nie słyszał. W duchu za to pomyślał „Bardzo śmieszne”.
-Ty uważaj na samoloty, bo przy tej prędkości skrzydła ci się rozłożą i odlecisz - odgryzł się, ale już sam do siebie.
Zamyślony i rozzłoszczony nie zauważył drogowskazu. W prawo Wiedeń, w lewo Wenecja. Droga prowadząca do tej pory prosto i bez rozjazdów w pewnym momencie rozdzieliła się na dwoje. „Dokąd mam jechać” Pocztuś gorączkowo szukał wskazówki, w którą drogą powinien skręcić. „W prawo, w lewo, w prawo ,w lewo” nie pozostało nic poza wyliczanką. „W prawo” wypadło, gdy już był tak blisko, że musiał wybrać drogę. „Chyba dobrze, bo większość aut tędy jedzie” uspokajał sam siebie, pomimo, że samochody zwolniły, a wokół pojawiały się coraz wyższe budynki. Nawet ogromne młyńskie koło kręciło się, a poniżej pojawił się kolorowy napis „Park rozrywki”.
„Zawsze chciałem zobaczyć wesołe miasteczko” pomyślał Pocztuś. „Chyba się nic nie stanie jeżeli chwilę się rozejrzę.” I bez dalszego zastanawiania skręcił w uliczkę, którą wskazywał znak. Podjechał pod wejście, gdzie mimo jeszcze wczesnej pory stało już sporo ludzi. Pokręcił się trochę, gdy niespodziewanie strażnik nic nie mówiąc wskazał mu bramę towarową z drugiej strony. Podjechał bliżej, a brama już się otwierała. „Mam szczęście, bo chyba spodziewali się dostawy i uznali, że coś przywiozłem” i nie martwiąc się co dalej, wjechał do środka.
Przejeżdżał obok kolejnych atrakcji, na których ludzie albo się śmiali albo głośno krzyczeli. „Ale szaleństwo” uśmiechnął się do siebie. Przed gabinetem krzywych zwierciadeł stało jedno lustro. Pocztuś zatrzymał się przed nim i zerknął.
- Co to?! – wykrzyknął przestraszony, patrząc na swoje zniekształcone odbicie. Chwilę popatrzył, podjechał bliżej, był gruby jak beczka, odsunął się, zrobił się cienki jak nitka i znów się zbliżył. - Super! – powiedział w końcu oglądając się również z boku.
- Zapraszamy do środka – z zamyślenia wyrwał go głos obsługującego.
- A nie, nie – odskoczył. – Ja tak tylko się przyglądam.
Dalej usłyszał jakieś krzyki. Popatrzył w górę, skąd dolatywały, i zobaczył ludzi wiszących głową w dół. „Ciekawe czy to jest przyjemne” pomyślał. W tym momencie ławka, na której siedzieli ludzie w górze, gwałtownie opadła i zatrzymała się tuż nad ziemią, dodatkowo obracając się wokół własnej osi. „Ja bym tak nie chciał” – mruknął do siebie jadąc dalej. Minął ciufcię z wagonikami z uśmiechniętymi buziami na pokładzie, ogromne koło młyńskie, które widział z daleka i bajkowe postacie rozdające baloniki. Dalej na torach rozpędzony pociąg robił pętlę, najpierw do przodu, a potem do tyłu. Oszołomiony Pocztuś rozglądał się to na prawo, to na lewo, nie wiedząc na czym wzrok zatrzymać. Wtem usłyszał:
- Hej! Uważaj jak jedziesz!
Odwrócił się gwałtownie i zauważył, że najechał oponą na szczotkę wózka zamiatającego chodnik.
- O przepraszam cię, zagapiłem się – powiedział cofając koło.
- Ok, nic się nie stało, tylko musiałem krzyknąć bo byś mnie do słupa przygniótł, taki byłeś zapatrzony na kolejkę górską.
- Pierwszy raz jestem w wesołym miasteczku i to wszystko jest dla mnie takie niesamowite.
- Ja za to jestem tu codziennie i czasem chętnie bym się udał w jakieś spokojniejsze miejsce – powiedział wózek sprzątający. – A skoro jesteś pierwszy raz u nas to może masz ochotę się trochę pokręcić?
- Pewnie, że miałbym tylko jestem nieco za duży – zaśmiał się Pocztuś. – Nie zmieściłbym się do fotelika.
- Fotelik nie jest ci potrzebny. Mamy taką platformówkę, gdzie po godzinach nieraz sobie szalejemy. Akurat jest odstawiona do mycia, chodź, pokażę ci.
Wózek sprzątający pojechał przodem, a za nim Pocztuś ciekawy urządzenia.
- Ta daaa! – zawołał wózek, gdy podjechali bliżej. – Gdy go załączę, to z jednej strony obniży się tak, że będziesz mógł wjechać, tylko uważaj na łabędzie.
- Chyba nie powinienem – zawahał się Pocztuś. – To jest dla dzieci.
- Spokojnie, tylko mocno zaciągnij ręczny.
Młody wóz pocztowy ostrożnie wjechał na platformę, podjechał do środka i zaciągnął hamulec.
- Gotowy? – zapytał wózek sprzątający.
- Chyba tak – wciąż niepewny Pocztuś przytaknął, nie wiedząc co go czeka.
- Trzymaj się!
Karuzela zaczęła się obracać, najpierw bardzo powoli, ale z każdą chwilą coraz szybciej i szybciej. Nagle jeden bok zaczął się unosić, a drugi pozostał niżej, po kilku obrotach zmiana. Pocztuś z początku przestraszony, teraz stwierdził, że to super zabawa.
- Hura! – zawołał. – I w górę i w dół i dookoła. – Świat wirował wkoło i wszystko stało się rozmazane. – Ale jazda!
Gdy karuzela zaczęła zwalniać Pocztuś wcale nie miał ochoty wysiadać.
- Jeszcze raz, proszę – zawołał do wózka.
- Teraz nie mogę – odparła maszyna – ale jak skończę pracę to możemy tu jeszcze przyjechać.
- Tak, tak – wóz pocztowy przywołał się do porządku. – Ja też mam zadanie, o którym prawie zapomniałem. Muszę pędzić do Wenecji.
- To daleka droga przed tobą.
- O tak, a najgorsze, że chyba zjechałem z trasy i nie bardzo wiem jak na nią wrócić.
- Z pewnością pomogą ci ciężarówki, one jeżdżą po całej Europie i na pewno znają drogę. Parking mają nie daleko stąd, zaraz za bramą skręcisz w lewo i dojedziesz prosto na ich postój.
- Dziękuję ci bardzo, za przejażdżkę. Nigdy jej nie zapomnę.
- Proszę bardzo, a jak będziesz wracał z tej Wenecji to zaglądnij do mnie, coś wymyślimy – wózek sprzątający uśmiechnął się tajemniczo.
Pocztuś wydostał się za bramę parku rozrywki i skierował się prosto na parking ciężarówek. Jadąc zgodnie ze wskazówkami, dotarł na miejsce już po kilku chwilach. Auta wypoczywały w tym miejscu po długiej trasie. Podjechał bliżej, przyjrzał się pierwszej – śpi, kolejna również. Przejechał obok kilku następnych, śpią w najlepsze. Wreszcie, w przeciwległym rogu parkingu zauważył manewrujący samochód. Podjechał bliżej i się odezwał:
- Przepraszam.
Po chwili powtórzył:
- Przepraszam, chciałem zapytać o drogę.
Ciężarówka zajęta ustawianiem naczepy, odwróciła się po dłuższej chwili i w tym momencie Pocztuś, aż jęknął. To był ten sam samochód, z którym dyskutował na autostradzie. „Może mnie nie pozna” pomyślał z nadzieją.
- O! Witaj ślamazaro – powiedziała ciężarówka od razu rozpoznając mały wóz pocztowy. – Jednak się zgubiłeś?
- Nie zgubiłem, tylko chciałem zobaczyć miasto – Pocztuś próbował ratować twarz. – A teraz szukam najkrótszej drogi powrotnej na autostradę.
- A dokąd chcesz jechać?
- Jadę do Wenecji, mam ważną przesyłkę – podkreślił swoją misję.
Ciężarówka dokładnie wytłumaczyła Pocztusiowi jak ma wrócić na właściwą drogę i powiedziała na koniec:
- Jeszcze daleka trasa przed tobą, jak chcesz zdążyć to już nie zwiedzaj więcej miast.
- Dzięki za pomoc.
Mały wóz pocztowy wrócił na główną drogę i skierował się prosto na południe.
- 3 -
Zrobiło się całkiem ciemno, gdy Pocztuś dotarł na obrzeża Wenecji. Przejechał długi most łączący ląd z główną wyspą, na której leży Wenecja, a znaki zaraz zaczęły go kierować na parking. Podążając za nimi wjechał na duży plac, na którym wiele aut czekało na swoich kierowców i pasażerów. Objechał go dookoła szukając wskazówki co dalej. Niestety z tego miejsca dalej można przemieszczać się już tylko łodziami, ale późnym wieczorem już nic nie kursowało. „Nie po to jechałem tyle kilometrów, żebym na końcu miał się poddać” – myślał gorączkowo. Objechał ponownie plac szukając jakiejś drogi, ale niestety nie było możliwości pojechać dalej. „No tak, spóźniłem się”. Zrezygnowany stanął na środku i myślał jak powie pani Majewskiej, że nie dostarczył sukni ślubnej dla przyjaciółki jej córki.
- Co się tak kręcisz? – zapytała śmieciarka opróżniająca kontener.
- Mam dostarczyć ważną przesyłkę do centrum miasta i nie wiem jak to zrobić – odpowiedział zdenerwowany i zmęczony długą drogą Pocztuś.
- Nie możesz wjechać do centrum, gdyż tam nie ma dróg, a ludzie mogą dostać się tam pieszo po specjalnych kładkach lub popłynąć łodzią. W dzień co chwilę odpływa z przystani tramwaj wodny, ale teraz to chyba będziesz musiał poczekać do rana.
- Nie mogę czekać, ktoś czeka na tą paczkę. Jutro będzie za późno.
- Pokaż adres – powiedziała śmieciarka. Rzuciła okiem na kartkę, którą pokazał jej Pocztuś i się uśmiechnęła. – Wiem gdzie to jest i nawet znam lokatorów. Zabieram od nich śmieci co tydzień. Bardzo mili ludzie, ale ostatnio chyba coś się wydarzyło nie po ich myśli, gdyż są bardzo zdenerwowani, a młoda pani ciągle płacze.
- No właśnie – przerwał Pocztuś. - Młoda pani ma być panną młodą, ale nie ma sukni ślubnej.
Żółty wóz pocztowy opowiedział śmieciarce historię potarganej sukni i zaginionej przesyłki, a na końcu streścił swoją podróż po Europie.
- I jak nie dostarczę tej przesyłki jeszcze dziś to będzie klops na całej linii – dodał na końcu.
- Rzeczywiście, sprawa jest ważniejsza niż myślałam – powiedziała śmieciarka – ale chyba mam rozwiązanie.
- Jakie – niecierpliwie zapytał Pocztuś.
- Codziennie o północy przyjeżdża tutaj wodny tramwaj towarowy i zabiera śmieci. Czasami z nim jadę, wysadza mnie w kilku miejscach, tam gdzie można podjechać i opróżniam kosze. Między innymi wjeżdżam na plac, przy którym mieszka adresatka twojej paczki. Jakbyśmy tam dziś pojechali, to wprawdzie dotrzesz w środku nocy, ale lepiej późno niż wcale.
- Świetny pomysł – podchwycił wóz pocztowy. – Tylko czy zabierze mnie motorniczy?
- W tym już moja głowa – pewnie odparła śmieciarka.
Po dłuższej chwili niecierpliwego oczekiwania, Pocztuś płynął kanałem weneckim na pokładzie tramwaju śmieciarki. Oszołomiony rozglądał się wokoło, patrząc zwłaszcza na domy stojące w wodzie.
- Niesamowite, niemożliwe – powtarzał co chwilę.
Im bliżej centrum tym częściej przemykały koło nich motorówki, wiozące mieszkańców do domów. Część miasta spała, ale w wielu miejscach światła i odgłosy świadczyły o tym, że pozostali bawią się w najlepsze.
- Zbliżamy się – powiedziała w pewnym momencie śmieciarka.
Po chwili tramwaj podpłynął do brzegu i wozy wyjechały na plac.
- Musisz być bardzo ostrożny, tu nie ma wiele miejsca – informowała Pocztusia śmieciarka. – Jak już wiesz, samochody tutaj nie wjeżdżają, więc zachowuj się tak jakby cię tu nie było.
Podjechali parę metrów i śmieciarka wskazała dom, w którym pomimo późnej nocy świeciło się światło.
- To tutaj – uśmiechnęła się - chyba na ciebie czekają. Ja muszę wracać do pracy, a po ciebie przyjedziemy jutro o tej samej porze.
Tramwaj wodny odjechał, a Pocztuś zbliżył się do drzwi i sięgając swoim hakiem zadzwonił.
Po chwili drzwi się uchyliły i pokazała się smutna twarz młodej dziewczyny, która już po chwili rozjaśniła się szerokim uśmiechem. Pocztuś szybko wyciągnął przesyłkę i podał właścicielce. Był pewien, że czekała na niego do końca, wierząc, że jednak dotrze.
Ślub odbył się następnego dnia, zgodnie z planem. Panna młoda, w przepięknej sukni, i pan młody w eleganckim fraku, przysięgli sobie miłość w niezwykłej Bazylice św. Marka. Potem specjalnie przystrojoną gondolą udali się do starej włoskiej restauracji, gdzie razem z przyjaciółmi świętowali tą uroczystość.
Honorowy gość, żółty wóz pocztowy, pożegnał się z gospodarzami przed północą i tramwajem towarowym dotarł z powrotem na parking.
Wyjeżdżając z miasta odwrócił się i pomyślał „Nikt mi nie uwierzy, że byłem w Wenecji”.
Komentarze