Emilia Morgan
"List"
audiobook
Michałek nie chce chodzić do szkoły i odrabiać zadań domowych. Pisze list do św. Mikołaja.. Święty potraktował na poważnie prośbę Michałka. 6 grudnia z rana chłopiec budzi się w całkiem innym świecie...
W pokoju Michałka zadzwonił budzik. Krótki ruch ręką i drzemka. Jeszcze pięć minut słodkiego snu. Znów sygnał i ponownie wstawanie przesunięte jeszcze o chwilę. Po paru minutach mama weszła do pokoju, zapaliła światło i powiedziała:
-
Michałku, po co ci ten budzik skoro i tak nie wstajesz gdy dzwoni?
-
Zgaś proszę! - wymruczał spod kołdry.
-
Nie zgaszę, bo znów uśniesz i spóźnisz się do szkoły, a przy okazji ja do pracy.
-
Nie zasnę, obiecuję. Zgaś.
Mama wychodząc z pokoju wyłączyła światło. Po chwili chłopiec wstał z łóżka i smętnym krokiem skierował się do łazienki.
„Nienawidzę wstawać rano, nienawidzę szkoły.” - myślał rozzłoszczony na cały świat.
Po śniadaniu mama odwiozła Michałka do szkoły. Dzień, jak co dzień. Kilka lekcji, na przerwach można było porozmawiać o „Trzech koronach Księżyca” - grze, którą miało kilku chłopców z klasy. Każdy chciał przejść wszystkie poziomy jako pierwszy, ale nie było to takie łatwe. Czasem na przerwach wychodzili na wyższe piętra szkoły, gdzie uczyły się dzieci ze starszych klas, i bawili się w „Uniki”. Chodziło o to, żeby nie zauważył ich żaden nauczyciel dyżurujący na korytarzu, gdyż z pewnością wysłałby ich z powrotem na pierwsze piętro.
Po południu szybki obiad i znów nauka. Najbardziej, a to najbardziej Michałek nie lubi odrabiać zadań domowych. Jeszcze szkołę mógłby znieść, tak maksymalnie dwa razy w tygodniu, ale zadania domowe to już przesada. Zabierają całe popołudnia, czyli najlepszy czas, w którym można się pobawić, wyjść z innymi na boisko, a przede wszystkim, gdy siedzi się przy zeszytach, to nie można przejść na nowy poziom „Trzech koron Księżyca”.
Wieczorem, już w łóżku, Michałek czytał lekturę. Wszedł tata pożegnać się przed snem i tajemniczo zapytał:
-
Michałku, napisałeś już list?
-
Jaki list? Do kogo? - zdziwił się chłopiec.
-
No, jak to do kogo. Do Świętego Mikołaja. Zbliża się szósty grudnia, a Mikołaj wciąż nie wie jakie masz życzenie w tym roku.
-
To już? - poderwał się Michałek. - Całkiem zapomniałem. Jeśli napiszę jutro to list zdąży jeszcze dotrzeć?
-
Tak, spokojnie. Teraz połóż się i przemyśl sprawę.
Tata dał synowi buziaka i wychodząc zgasił światło w pokoju.
Chłopiec nie mógł zasnąć, przez okno przyglądał się gwiazdom. Marzył o tym jak byłoby super gdyby nie było szkoły, nie musiałby wstawać rano, a wieczorem odrabiać lekcji. Gdyby inne dzieci też nie chodziły do szkoły to cały dzień spędzaliby razem bawiąc się i grając. Życie byłoby cudowne.
-
Tak! To jest to. - Michałek powiedział do siebie i nie czekając na jutro wstał z łóżka, zapalił lampkę i zaczął pisać.
Kochany Mikołaju!
Najpierw chciałem Ci bardzo podziękować za zdalnie sterowany samochód, który otrzymałem od Ciebie poprzednio. Bardzo mi się podoba. Nawet kolor, ten ciemnoniebieski, idealnie pasuje do czarnych felg. Ostatnio trochę się rozbił, bo zjechał przypadkiem ze schodów, ale dalej działa. Szkoda tylko, że mam tak mało czasu, żeby się nim bawić.
I w tej właśnie sprawie piszę. Zawsze spełniasz moje prośby i myślę, że teraz też się nie zawiodę. Gdy zrealizujesz moją prośbę uszczęśliwisz nie tylko mnie, ale wszystkie dzieci na całym świecie. Rozumiesz teraz, że to naprawdę ważna prośba. Proszę Cię Drogi Mikołaju, żebyś zlikwidował szkoły, żeby dzieci miały więcej wolnego czasu, bo przecież każdy go potrzebuje. Jesteśmy zbyt mali, żeby tak ciężko codziennie pracować. Najpierw w szkole, potem przy zadaniach. Umiem już pisać i czytać i obiecuję, że będę ćwiczył tabliczkę mnożenia. A te wszystkie inne rzeczy uważam, że nie są mi do niczego potrzebne. To tylko zaśmiecanie głowy. A czas wolny można wykorzystać w dużo ciekawszy sposób.
Mam nadzieję, że Cię przekonałem. Chciałbym, żeby dzieci na całym świecie były szczęśliwe i tylko Ty Mikołaju, możesz tego dokonać.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Michałek
-
Uf, zrobione – powiedział chłopiec do siebie i odetchnął. - Teraz tylko w kopertę i gotowe.
Zadowolony z siebie poszedł wreszcie spać. Następnego dnia, jak co dzień mama wysadziła Michałka pod szkołą, poczekała, aż ten wejdzie do środka i odjechała. Chłopiec, po wejściu za drzwi, odczekał chwilę, następnie odwrócił się, wybiegł ze szkoły i prosto, chodnikiem skierował się na pocztę, która znajdowała się w budynku obok. Za resztę kieszonkowego, które miał przeznaczyć na napój, kupił znaczek, przykleił i zaadresował. List podał pani w okienku i szybko pobiegł do szkoły, żeby zdążyć przed dzwonkiem.
Kolejne dni mijały zwyczajnie. Tata tyko raz zapytał, czy napisał już list do Mikołaja i czy można go wysłać. Michałek powiedział, że już to załatwił i tata więcej nie pytał.
Nadszedł szósty grudnia. W pokoju Michałka zadzwonił budzik. Krótki ruch ręką i drzemka, jeszcze 5 minut. Po chwili znów sygnał i ponownie wstawanie przesunięte jeszcze o chwilę.
„Zaraz wejdzie mama i ja zwykle zaświeci światło.” - pomyślał Michałek zakrywając głowę kołdrą. Krótka drzemka zamieniła się w dłuższą. Gdy Michałek ponownie otworzył oczy, było już całkiem jasno. Powoli wyszedł z łóżka i zszedł na dół. Nikogo nie było. Na stole leżało śniadanie i krótki list:
„Michałku, na stole masz przygotowane bułeczki z dżemem truskawkowym, zagrzej sobie tylko mleko. Miłego dnia i widzimy się popołudniu.”
-
Nie możliwe, nie wierzę – szepnął Michałek. - Udało się? - zapytał samego siebie z niedowierzaniem.
Pobiegł na górę, szybko się ubrał i zadzwonił do Jasia – przyjaciela z osiedla.
-
Cześć Jasiu, co robisz? - zapytał od razu.
-
Cześć Michał. - odpowiedział kolega. - No w sumie to nic ciekawego. Dopiero wstałem i jem śniadanie. A ty?
-
Ja też tak jakoś nic – wymijająco odparł Michałek. - Fajnie tak bez szkoły, no nie? - zahaczył.
-
Bez czego?
-
No, bez szkoły.
-
O czym ty mówisz? Szkoła to jakaś prehistoria.
-
No właśnie, tak tylko mówię, że fajnie jest mieć dużo czasu. Przyjdziesz do mnie?
-
Spoko – odparł Jaś. - Będę za chwilę.
-
To pa, do zobaczenia.
Michałek rozłączył się i aż usiadł z wrażenia.
-
O dzięki Ci Święty Mikołaju! – wykrzyknął w powietrze.
Po chwili pojawił się Jaś. Chłopcy razem spędzili całe przedpołudnie bawiąc się i grając na zmianę. Michałek rozkoszował się każdą chwilą. Nie mógł nacieszyć się pierwszym naprawdę wolnym dniem. Gdy kolega poszedł do domu, położył się na sofie, założył ręce za głowę i snuł plany na jutro, na pojutrze i na kolejny tydzień. W końcu przejdzie całą grę, skończy książkę, którą zaczął czytać we wakacje, odwiedzi po kolei wszystkich kolegów i zrobi te rzeczy na które zawsze brakowało czasu przez szkołę.
Po południu Michałek zjadł z rodzicami obiad i poszedł na lodowisko. Po chwili dołączył Jaś i kilkoro innych dzieci, które najwyraźniej nudziły się w domu. Robili wyścigi, uczyli się jeździć do tyłu i próbowali nawet przeskoków. Gdy nosy wszystkim zmarzły, dzieci rozeszły się do domów.
Wieczorem, leżąc już w łóżku, Michałek myślał, że był to najlepszy dzień jego życia. No może poza urodzinami, kiedy dostał upragnioną pierwszą część gry „Trzy korony Księżyca”. Życie bez szkoły jest luźne, bezstresowe i przyjemne. I po co to ludzie zepsuli? Dobrze, że on, Michałek, załatwił tą sprawę, raz na zawsze.
Drugi dzień wolności był podobny do pierwszego, z tą różnicą, że to nie Jaś odwiedził Michałka tylko Michałek poszedł do Jasia. Wieczorem znów na dwie godziny na lodowisko i spokojnie do spania.
Po tygodniu Michałek był już na osiemnastym z dwudziestu poziomów „Trzech koron Księżyca” i coraz bardziej nie mógł się oderwać od gry. - Muszę skończyć jako pierwszy – dopingował sam siebie, ale końcówka okazała się trudniejsza niż myślał i rozgrywka przeciągnęła się prawie o miesiąc. Razem z Jasiem podpowiadali sobie jak ominąć przeszkody i gdzie można zdobyć punkty. Chłopcy skończyli grę niemal równocześnie. Zaraz potem Michałek zaczął planować, że na urodzinowy prezent poprosi rodziców o część drugą, która miała mieć premierę już niedługo.
Minęło kilka tygodni. Pewnego dnia w domu zepsuła się pralka. Rodzice pojechali do sklepu i kupili nową. Gdy pralkę rozładowano i zaniesiono na swoje miejsce Michałek zauważył, że nowa pralka wygląda dokładnie tak samo jak stara.
-
Czemu nie kupiliście nowszego modelu? - ze zdziwieniem zapytał rodziców.
-
Nie ma nowszych, ten jest ostatni – odparł tata podpinając pralkę.
-
Myślałem, że ciągle wchodzi coś nowego.
-
Na szczęście już nie. Widzisz? Podpięcie nowej pralki zajęło mi kilka minut i od razu można używać bez wgryzania się instrukcję obsługi.
-
Rozumiem – odpowiedział Michałek odchodząc do swojego pokoju. - Ja jednak wolałbym nowszą niż wciąż tą samą, ale kto zrozumie dorosłych – pomyślał.
Wieczorem wybrał się jak zwykle na lodowisko, ale ponieważ padał śnieg z deszczem i inne dzieci nie przyszły, pojeździł tylko chwilę i poszedł do domu. Niestety tak przemoczył buty, że do domu doszedł już z katarem.
-
Teraz kochanie, trzeba się szybko rozgrzać– powiedziała mama podając herbatę z cytryną. - Wypij i do łóżka.
Drugiego dnia nie było lepiej, katar coraz silniejszy i podniesiona temperatura zapowiadały kilka dni siedzenia w domu. Michałkowi to nie przeszkadzało. Przyniósł sobie poduszkę i kołdrę, rozłożył na sofie i włączył telewizor.
-
Super, dawno nie oglądałem – pomyślał. - Dobrze zobaczyć moje stare, ulubione bajki i programy.
Następne dni nie przyniosły szybkiej poprawy. Michałek był wciąż słaby i przeziębiony. Większość czasu spędzał pod kołdrą z włączonym telewizorem, ale po trzech dniach stwierdził, że puszczają same starocie i nie ma nic nowego. Rozzłoszczony wyłączył telewizor i do końca choroby wcale nie miał już ochoty na oglądanie.
Powoli zbliżał się dzień urodzin Michałka. Tato pewnego dnia zapytał, co chciałby dostać na urodziny.
-
Oczywiście, że „Trzy korony Księżyca 2” - chłopiec powiedział bez chwili wahania.
Tata chyba zrozumiał bo się uśmiechnął i rzekł:
-
Dobrze, synku. Załatwimy to.
Kolejne dni minęły w pełnym napięcia oczekiwaniu. Premiera gry zapowiedziana była już tak dawno, a on nawet nie widział oprawki.
W końcu nastał 9 maja. Dzień urodzin Michałka. Na przyjęcie zaprosił Jasia i kilkoro innych dzieci. Był pyszny tort, życzenia i w końcu prezenty. Chłopiec szybko otworzył pakunki od przyjaciół. Były czekoladki, dwie książki, samochodzik i piłka. Na koniec zostawił sobie upominek od rodziców, bo wiedział, że gdy go otworzy to byłoby mu trudno oglądać pozostałe. Szybko zsunął kokardkę, rozerwał papier, wyjął prezent i zamarł. Trzymał w ręku grę, ale to przecież jest pierwsza część, a nie druga, jak prosił.
-
Tato! - zawołał. - Przecież ci mówiłem, że ma być „Trzy korony Księżyca 2”.
Tato zdziwiony reakcją Michałka odparł:
-
Mówiłeś, a ja pomyślałem, że chcesz drugi egzemplarz tej gry.
-
Nie tato, chciałem nową część.
-
Nową? - zdziwiony tato popatrzył na Michałka. - Nie ma nowej części, ani tej gry ani żadnej innej.
-
Jak to? - Michał, aż usiadł po tych słowach. - Nie ma nowych gier?
-
Nie ma od kiedy zlikwidowano szkoły. Po prostu nikt nie potrafi napisać takiej gry, szkoły nie kształcą nowych uczniów, a uniwersytety nie uczą studentów. Ktoś doszedł do wniosku, że to co ludzkość wynalazła do tej pory, musi już jej wystarczyć. Nic nowego nie będzie.
-
Nigdy? - prawie płacząc Michałek popatrzył na inne dzieci, ale te były już przyzwyczajone do tego, że nic się nie zmienia.
W tym momencie Michałek przypomniał sobie nową – starą pralkę, same stare bajki w telewizji, wciąż te same planszówki i zabawy na podwórku.
-
To moja wina – wyszeptał. Odłożył wszystkie prezenty, którymi tak się cieszył jeszcze przed chwilą i pobiegł do swojego pokoju.
„Dlaczego tak się stało? Przecież chciałem dobrze. Świat nie może nagle stanąć w miejscu! Co z nowymi komputerami, programami, co z nowymi lekami dla chorych? Kto je wynajdzie? A nowsze samochody i skutery, nowe budynki i mosty. Kto je wybuduje jeśli nie będzie inżynierów?” - Chłopiec opadł bezwładnie na łóżko. Resztę swoich urodzin spędził w pokoju. Nie miał ochoty już ani na zabawę ani na tort. Leżał i snuł smętne myśli. W takim nastroju zasnął.
Kolejnego dnia słońce, od samego rana, muskało buzię chłopca ciepłymi promieniami, budząc go i zachęcając do wyjścia z domu. Michałek przetarł oczy i starając się cieszyć jak dawniej wolnym dniem poderwał się na nogi, zrobił szybką toaletę, zjadł małe śniadanie i wybiegł przed dom rozglądając się za jakimiś dziećmi. Pewnym krokiem poszedł na boisko i tam spotkał Jasia, samotnie kopiącego piłkę do bramki. Przyjaciel ucieszył się na widok Michałka i na zmianę kopiąc i broniąc spędzili czas do południa. Później dołączyły dziewczynki i przegadali pozostałą godzinę do obiadu. Po południu chłopiec wyjął swoją nieskończoną książkę z wakacji i próbując nacieszyć się ostatnim, nieprzeczytanym jeszcze rozdziałem, zasiadł w fotelu. Potem kolacja i spanie.
Lato upłynęło całkiem przyjemnie, spotkania z przyjaciółmi, wyjścia na boisko, wycieczki rowerowe, ale wielkimi krokami zbliżała się jesień. Coraz bardziej czuć ją było w powietrzu, w coraz krótszym dniu i nudzie, która wychodziła powoli z ukrycia. Gdy była ładna pogoda, to na zewnątrz całkiem fajnie czas leciał, ale gdy padało i Michałek zostawał w domu, dopadało go poczucie bezsensu – telewizora już nawet nie włączał – ciągle te same programy, gry już mu się wszystkie znudziły, nawet te, których z początku nie lubił, ostatnią nową książkę właśnie skończył czytać, a planszówki już zna na pamięć.
Pewnego dnia siedząc tak sam w domu, zaczął wspominać kolegów i koleżanki ze szkoły. Większości z nich nie spotyka, gdyż tylko kilkoro dzieci z klasy mieszka w jego okolicy i czasem widują się na boisku czy na lodowisku. Najlepsze w szkole były przerwy, gdy można było się powygłupiać, pobiegać jak pani nie widziała i robić podchody na wyższych piętrach. Jakby tak sobie dobrze przypomnieć to lekcje też nie były takie złe. Pani zawsze wymyśliła coś fajnego, żeby nie było monotonnie. A pani ze świetlicy! Ta to dopiero wymyślała, żeby nas czymś zająć. Super było na świetlicy, no i na lekcjach też całkiem znośnie. Przynajmniej codziennie dowiadywałem się czegoś nowego, a teraz co – świat jakby zamarł i co gorsza chyba nic już nigdy się nie zmieni.
Na zewnątrz było coraz zimniej. Wielkimi krokami nadchodził grudzień. Pewnego dnia, przy śniadaniu, tata zapytał tradycyjnie:
-
Michałku, czy napisałeś już list do Świętego Mikołaja?
-
Aaa, list – chłopiec odpowiedział zupełnie bez entuzjazmu. - Jeszcze nie. Napiszę wieczorem.
„Tylko po co pisać jak znów mogę coś nabroić” - dodał już w myśli. „A jak nie nabroję to dostanę jakąś starą zabawkę, albo grę”. Michałek kończył jeść płatki z mlekiem, gdy nagle błysnęła mu myśl. „A może da się to wszystko odkręcić. Cofnąć prośbę z ubiegłego roku i przywrócić świat do dawnej wersji”. Chłopiec poderwał się na równe nogi i wybiegając rzucił:
-
Albo napiszę ten list od razu. Tak będzie lepiej.
Pobiegł do siebie, usiadł przy biurku, wziął kartkę i długopis, chwilę pomyślał i zaczął pisać.
Drogi Święty Mikołaju!
Jestem Ci wdzięczny, że zawsze spełniasz moje prośby. Do tej pory było cudownie dostawać te wszystkie autka, gry, książki, a nawet łyżwy. Ostatnio poprosiłem Cię o coś niezwykłego, chciałem uszczęśliwić wszystkie dzieci na całym świecie. Ale wyszło niestety źle.
Może pamiętasz Mikołaju, że chciałem żebyś zlikwidował szkoły. Mieliśmy mieć więcej czasu i miło go spędzać. Okazało się, że świat stanął w miejscu. Nikt nie wymyśla nowych rzeczy, zabawek, gier, programów, a najgorsze, że każdy dzień wygląda dokładnie tak samo jak poprzedni. Nic się nie zmienia. Wcale nie jest fajnie. Rodzice kupili nawet taką samą pralkę jak poprzednio, pewnie kupią taki sam telewizor. Przy nowym samochodzie niespodzianki też raczej nie będzie. Smutne jest też to, że nie ma nawet nadziei, że wydarzy się coś niespodziewanego, coś innego niż zwykle. A to wszystko dlatego, że nie ma szkół nikt nie uczy się niczego nowego, wszyscy wykonują tylko to co potrafią.
Mikołaju! Zastanowiłem się dobrze i proszę Cię, żebyś cofnął moją poprzednią prośbę. Fajnie było dłużej pospać i bawić się z kolegami nawet cały dzień, ale nie pomyślałem o tym, że jak nie będzie szkoły to niczego się już nie nauczę. Ani ja ani nikt inny. Chcę, żeby szkoły znowu były.
Wiem, że masz ogromną moc i jeżeli mogłeś zlikwidować szkoły to możesz je teraz przywrócić. Zapomnijmy o życiu bez nauki.
Michałek
Chłopiec włożył list do koperty i tak jak poprzednio nadał na poczcie. Pozostało czekać.
Piątego grudnia położył się spać z drżeniem serca. Myślał nawet, że nie uśnie całą noc i poczeka na Mikołaja, bo gdyby ten nie chciał spełnić jego prośby to spróbuje go jakoś przekonać. Ale noc była długa i sen skleił powieki Michałka. Nadszedł poranek. Chłopiec otworzył oczy. Było już całkiem jasno, budzik nie zadzwonił, mama nie weszła do pokoju, czyli nic się nie zmieniło. Zrezygnowany wstał, wsunął na nogi pantofle i zszedł na dół. Rodzice krzątali się przy śniadaniu. Mama spostrzegła Michałka i powiedziała wskazując na duże pudło prezentowe leżące przy kominku:
-
Popatrz Michałku, co znaleźliśmy przed drzwiami do domu. Ciekawe kto to zostawił.
-
Podpisane jest „Dla Michałka” - dodał tata.
Michałek wolnym krokiem podszedł do prezentu, pewnie znów rolki i gra, którą już ma. Powoli zdjął papier prezentowy i rozchylił klapy pudła. Zajrzał do środka. Wewnątrz były książki i coś jeszcze na spodzie. Wyjął pierwszą książkę. Z niedowierzaniem wpatrywał się w okładkę „Nowe przygody Inspektora Brykieta”. Pytającym wzrokiem popatrzył na rodziców, którzy dyskretnie obserwowali syna. Szybko wyciągnął pozostałe prezenty. Kolejne dwie, całkiem nowe, części przygód ulubionego książkowego bohatera oraz gra „Trzy korony Księżyca 2”. Rozpalonym wzrokiem odwrócił się do rodziców i zawołał:
-
Udało się!
-
Na to wygląda, że się udało – odparł tata widząc radość chłopca.
-
Tylko dlaczego nie obudziliście mnie rano? - zapytał.
-
A od kiedy jesteś taki pilny, że nawet w sobotę chcesz iść do szkoły? – śmiejąc się powiedziała mama.
-
To dziś sobota? - zdziwiony chłopiec popatrzył wciąż z niedowierzaniem. - W takim razie idę zobaczyć co mam na zadanie.
Michałek wybiegając na górę wyszeptał „Dzięki Mikołaju, że to był tylko sen”.
Komentarze