Emilia Morgan
Na złomowisku
bajka o samochodach
Pocztuś założył się z Taksówką, że pojadą na cmentarzysko samochodów, gdzie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pewnego dnia pojawił się tam ktoś, komu nie straszne jest przebywanie z tymi, których czas się już skończył. Nikt się tam nie zapuszcza z własnej woli...
Upalny dzień chylił się ku zachodowi. Słońce przestało świecić całą mocą, a tylko delikatne promienie przeciskały się pomiędzy gałęziami drzew. Ukryte przed gorącem ptaki wzbiły się w powietrze, a na ulice wyszli mieszkańcy miasteczka. Wydawało się, że nawet asfalt zrobił „uff”.
Pocztuś wyjrzał z garażu, w którym od południa drzemał.
- Noo, znacznie przyjemniej! – powiedział do siebie.
- Co mówiłeś Pocztusiu? – zapytała przejeżdżająca akurat obok Taksówka.
- O, cześć! – przywitał się młody wóz pocztowy. – Mówiłem, że teraz jest znacznie przyjemniej. Do takich upałów, to nawet ja nie jestem przyzwyczajony.
- A mnie nie przeszkadzają. Ja lubię gdy jest ciepło, bo jak jadę to w oddali tak fajnie ziemia paruje, jakby falowała. Wychodź leniuchu, przejedźmy się – zaproponowała Taksówka.
- Chętnie, tylko przy okazji muszę zawieźć przesyłkę Leśniczemu, gdyż przed południem już nie zdążyłem.
- W takim razie jedziemy do lasu.
Po chwili wozy były już na terenie leśniczówki i rozglądały się za gospodarzem. Objechały wkoło dom Leśniczego, zajrzały za stodołę, w której trzymał siano na zimę dla zwierząt leśnych, ale jego, nigdzie nie było.
- Zapytajmy Strażnika Lasu, może on wie gdzie jest Leśniczy – zaproponowała Taksówka.
Podjechali pod garaż zielonego wozu i Pocztuś już miał zapukać do drzwi, gdy doleciał do niego fragment ożywionej dyskusji:
- Musimy coś z tym zrobić, coraz więcej osób boi się tamtędy przejeżdżać – powiedział jeden głos.
- Ale przecież nigdy nikomu nic się nie stało, to tylko plotki – odpowiedział ktoś inny.”
- O czym oni mówią? – szepnęła Taksówka.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział Pocztuś, też szeptem. – Cii, posłuchajmy jeszcze.
– Gawędziarz twierdzi, że kto wejdzie za stalową bramę to już nie wyjdzie. Musimy ostrzec mieszkańców – powiedział znów pierwszy głos.
- Sam wiesz, że Gawędziarz różne historie już opowiadał i żadna nie okazała się prawdziwa. Lepiej nie róbmy podwodów do paniki– odpowiedział głos drugi.
- Pocztusiu, lepiej nie podsłuchujmy, to nieładnie – powiedziała zatrwożona Taksówka.
- Nie pękaj, chętnie sam bym to miejsce sprawdził – powiedział pewnie Pocztuś i w tej chwili drzwi otworzyły się od środka i stanął w nich wóz policyjny.
- Cześć dzieciaki, długo już tu stoicie? – niebieski chciał wybadać co Pocztuś i Taksówka mogli usłyszeć.
- Przed chwilą podjechaliśmy – odpowiedział Pocztuś wymijająco, nieco się przy tym rumieniąc. – Szukamy Leśniczego i myśleliśmy, że go tu spotkamy.
- Niestety Leśniczy wyjechał zamówić nowe znaki, które mają stać przy drodze do lasu. Wróci późnym wieczorem – odezwał się z głębi garażu Strażnik Lasu.
- Mam dla niego przesyłkę, czy mogę ją tu zostawić? – zapytał Pocztuś.
- Oczywiście, przekażę ją Leśniczemu jak tylko dotrze do domu – odpowiedział zielony wóz i odebrał paczkę.
- Mamy jakiś nowy problem w okolicy? – nie wytrzymał Pocztuś.
Strażnik Lasu i wóz policyjny popatrzyli na siebie. Sierżant nieznacznie dał sygnał zielonemu.
- Żaden nowy problem Pocztusiu. Zresztą nie istotne co się dzieje na złomowisku, was młodych to przecież nie dotyczy – odpowiedział Strażnik Lasu z wesołą miną, chcąc zbagatelizować sprawę. – No już dzieciaki, nie macie ochoty się przejechać? – zielony grzecznie ich wyprosił.
- Jasne, świetny pomysł – podchwyciła Taksówka. – Do widzenia.
- Cześć, cześć – starsze wozy pożegnały młodzież.
Pocztuś z Taksówką nawrócili i jadąc w kierunku miasta dyskutowali o co mogło chodzić zielonemu i niebieskiemu. Przecież wiadomo, że na złomowisko nie jeździ się bez potrzeby, bo trochę strach poruszać się pomiędzy tymi wszystkimi gratami, ale żeby aż tak się bać…
- Musimy to sprawdzić – ostatecznie powiedział Pocztuś.
- Nie ma mowy, ja nigdzie nie jadę – odrzekła Taksówka.
- Bojąca Kaśka! – dopiekł jej żółty.
- Wcale się nie boję tylko jest już wieczór i uważam, że nie ma co jeździć tak daleko.
- To jak się nie boisz to się załóż – Pocztuś nie odpuszczał.
- O co?
- O to, że pojedziesz na cmentarzysko pojazdów – młody wóz pocztowy rzucił wyzwanie Taksówce.
- Nie ma sprawy, możemy jechać choćby zaraz, a ten kto stchórzy myje karoserię wygranemu – podjęła wyzwanie Taksówka.
- Zakład stoi – potwierdził Pocztuś. – Ruszajmy.
Złomowisko pojazdów znajdowało się z drugiej strony wielkiej skały. Od dawna krążyły legendy o cieniach przemykających wieczorem pomiędzy poskładanymi tam wozami, które już nigdzie nie pojadą. Wprawdzie starsi mówili, że to bajki, ale i tak nikt się tam nie zapuszczał po zmroku.
Pocztuś z Taksówką zbliżali się do wzgórza, słońce coraz mocniej chyliło się ku zachodowi, a cienie rzucane na drogę były coraz dłuższe. Przejechali za zakręt i ich oczom ukazała się ciemna powierzchnia cmentarzyska otoczonego z dwóch stron wysoką skałą, a w pozostałej części mocnym ogrodzeniem. Na froncie była ogromna, żelazna brama, wcale nie zachęcająca, aby ją przekroczyć.
- Chyba zamknięte – z nadzieją powiedziała Taksówka.
- Ciemno się robi, może podjedźmy z boku – odpowiedział Pocztuś jakby nie słysząc uwagi swojej koleżanki.
Zgasili światła i po cichu zbliżyli się pod ogrodzenia. Stanęli za grubym dębem.
- Cisza, aż w uszach dzwoni – zażartował Pocztuś. – Wjedźmy do środka, zbadamy sprawę.
- Zaczekaj – szepnęła Taksówka. – Widzę jakieś światła, chyba ktoś jedzie.
Rzeczywiście, środkiem drogi, wcale się nie ukrywając, ani nie jadąc niepewnie, sunął jakiś duży pojazd. Pocztuś z Taksówką intuicyjnie dosunęli się do ogrodzenia, aby jak najlepiej się ukryć. Tymczasem, coraz lepiej było widać, że zbliżał się wysoki samochód bez przyczepy.
- Sam ciągnik siodłowy – szepnął Pocztuś, gdy czarny wóz był już dobrze widoczny.
- Ma błyskawicę na boku – dodała Taksówka. – Jakiś strasznie mroczny ten koleżka.
Ciągnik siodłowy przejechał niedaleko przyjaciół i skierował się wprost do bramy złomowiska. Wjechał za uchylone wrota i zniknął im z oczu.
- Łał! – zawołał Pocztuś. – Ciekawe! Jedźmy za nim!
- No nie wiem, nie wyglądał zbyt przyjaźnie – z rezerwą odezwała się Taksówka. – Może to jakiś pirat albo jeszcze ktoś gorszy. On jest ogromny. Nie mamy z nim szans.
- Przecież nie jedziemy się bić, tylko zobaczyć co on tam porabia – żółty uspokajał przyjaciółkę. – Spokojnie, nawet nas nie zauważy. Zresztą chyba nie chcesz przegrać zakładu… - na końcu pociągnął za drażliwą strunę.
- Jedźmy w takim razie – odpowiedziała dumnie Taksówka. - Ale ty pierwszy.
Wozy powoli, bez hałasu zbliżyły się do bramy. Rozejrzały się wokoło… cisza. Ostrożnie wjechały do środka. Po krótkiej chwili Taksówka dostrzegła jak pomiędzy stertami wraków, z prawej strony, przemknął jakiś cień.
- To on? – zapytała drżącym głosem.
- Pewnie tak – odpowiedział szeptem Pocztuś. – Podjedźmy bliżej, zobaczymy co robi.
Przesuwali się do przodu prawie przyklejeni do ogrodzenia, a potem do zezłomowanych aut. Cicho, cichutko, tylko piasek chrupał pod kołami. Nagle, BRZDĘK! Jakiś pręt wyskoczył spod tylnego koła żółtego wozu i odbił się od stojącego tu już od dawna Astona.
Pocztuś z Taksówką zamarli w bezruchu. Powietrze nawet nie drgnęło, tylko jakiś spłoszony ptak poderwał się do lotu.
- Chyba możemy jechać dalej – szepnął Pocztuś.
- Wracajmy – błagalnie szepnęła Taksówka. – Mam niedobre przeczucia.
Ruszyli jednak dalej. Minęli kolejne składowisko staroci, gdy niespodziewanie z naprzeciwka potężny halogen zaświecił im prosto w oczy.
- Co tu się dzieje? – zawołał potężny głos. – Co tu robicie?
- Aaaaaa! – krzyknął Pocztuś nie wiedząc co ma robić, czy się tłumaczyć czy uciekać. Jednak w momencie przypomniał sobie rozmowę Strażnika Lasu z wozem policyjnym. – Uciekajmy! – zdecydował nie czekając na to co będzie dalej.
Razem z Taksówką nawrócili i nie patrząc już czy robią dużo czy mało hałasu kierowali się prosto do bramy. Nawet nie obejrzeli się do tyłu i nie wiedzieli czy przerażający czarny wóz ich goni czy nie, ale podążające za nimi światła halogenów jednoznacznie świadczyły o tym, że mroczny mieszkaniec cmentarzyska samochodów jest tuż za nimi.
- Przerobi nas na śrubki do kół! – zawołała przerażona Taksówka. – Szybciej!
Mijali kolejne auta, gdy niespodziewanie zrobiło się ciemno. Do tej pory doskonale oświetlona, przez goniący ich wóz, droga do bramy, stała się całkiem ciemna.
- Co jest? – zastanowił się Pocztuś na chwilę zwalniając. – Chyba nam nie odpuścił. – Obejrzał się. Nie było nikogo.
- Gdzie się podział? – na głos zastanawiała się też Taksówka. Tymczasem złowrogi cień przemknął bokiem i stanął przy bramie zastawiając sobą wyjazd. Nieświadomi przyjaciele zdążali prosto w jego kierunku.
- Musimy się jak najszybciej stąd wydostać – zdenerwowany mruczał Pocztuś.
- Szkoda, że jest tylko jedno wyjście – dodała Taksówka.
Minęli właśnie ostatnią górę wraków i zobaczyli go. Stał na tle bramy i spokojnie na nich czekał.
- Są, małe złodziejaszki! – zawołał potężnie i wcale nie przyjaźnie. – No już, mówcie. Po co tu przyjechaliście po ciemku. Co chcieliście ukraść?
- Nic – trzęsącym się głosem odpowiedział mało przekonująco Pocztuś. – Tak tylko przyjechaliśmy.
- Ha, ha. Oczywiście. Przyjechaliście na złomowisko na wycieczkę! Mówcie prawdę zanim się zdenerwuję!
- Naprawdę nic nie chcemy ukraść. Chcieliśmy tylko sprawdzić co tu straszy – próbowała ratować sytuację Taksówka.
- Straszy? – z niedowierzaniem odpowiedział ciągnik siodłowy. – Co straszy? Ja straszę?
- Na to wygląda – wyzywająco rzucił Pocztuś.
- Ha, ha! A to numer! – zaśmiał się ponuro czarny. – No i dobrze, niech tak wszyscy myślą.
– Usłyszeliśmy przypadkiem, że dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy i postanowiliśmy to zbadać – dodał żółty.
- Detektywi, ha ha – zaśmiał się czarny.
Ciężarówka nie wydawała się już tak przerażająca.
- A ty, co właściwie tutaj robisz? – postanowił zapytać wóz pocztowy.
- Pożeram takie małe wozy jak wy! – warknął czarny i zrobił obrót kołem w kierunku przyjaciół.
- Aaaa! – przeraziła się Taksówka.
- Żartowałem – zaśmiał się czarny, ale przy tym jakoś nie wesoło. Na czoło nasunęła mu się chmura.
- Skoro nie jesteście złodziejaszkami, którzy szabrują cmentarzysko i wywożą stąd wszystko co się da sprzedać, to chodźcie. Pokażę wam to miejsce.
Z pewną jeszcze obawą, Pocztuś z Taksówką ruszyli za ciągnikiem siodłowym.
- To, jak wiecie, jest trochę smutne miejsce, jednak nie wszyscy potrafią to uszanować i zakłócają spokój śpiących aut. Jak widzicie, niektóre wozy stoją tu tak jak dotarły, ale niestety niektórym skradziono klamkę czy zderzak, a temu biedakowi – powiedział wskazując na zardzewiałą brykę - jacyś wandale wybili szyby.
Młode auta ciągnęły się za ciężarówką i rozglądały wkoło.
- Ale co ty tutaj robisz?
Czarny ciężko westchnął. Jechał jeszcze kawałek nic nie mówiąc. Skręcił za słupem oświetleniowym, jednym z nielicznych w tym mrocznym miejscu, i zatrzymał się.
- Ja, jej pilnuję – powiedział wskazując piękną, chociaż zniszczoną lawetę. Spod warstwy kurzu przebijał jeszcze kawałkami żywo-czerwony kolor kabiny, a wyciągarka wyglądała jakby gotowa do podpięcia. – Miała poważny wypadek pomagając innym. Została wezwana do kolizji i gdy wciągała uszkodzony wóz, uderzył w nią jakiś młokos, który postanowił ścigać się z kolegą na wąskiej drodze. Wszyscy myśleli, że oboje zginęli na miejscu, ale moja mała się nie poddała – powiedział czarny łamiącym się głosem.
Pocztuś i Taksówka słuchali w milczeniu, a ciągnik siodłowy opowiadał dalej.
- Została jednak przywieziona na złomowisko, bo mechanik nie podjął się naprawy tak poważnych uszkodzeń. Długo panował tu spokój i laweta mogła bezpiecznie odpoczywać, ale pewnego dnia po okolicy zaczęła kręcić się szajka złodziei części samochodowych. Zakradają się tu nocą i odkręcają z wraków wszystko co nadaje się do użycia. Od tamtej pory przyjeżdżam tu co noc i pilnuję mojej ukochanej. Nie zdmuchuję z niej nawet kurzu, żeby wyglądała na starszą i bardziej zniszczoną niż jest w rzeczywistości.
- To teraz jest już jasne, że tym cieniem straszącym na cmentarzysku pojazdów jesteś ty – powiedział Pocztuś.
- Ja nikogo nie straszę, ale skoro tak się utarło to tylko lepiej, bo może powstrzyma to niektórych niechcianych gości od odwiedzenia tego miejsca.
- Od jak dawna tu przyjeżdżasz? – zapytała Taksówka.
- Od czasu wypadku, z tym, że wcześniej tylko zaglądałem raz na kilka dni, ale teraz jestem codziennie.
Wozy przyjrzały się rozbitej lawecie. Miała uszkodzony cały bok i część przodu. Gdy zbliżyli się na kilka centymetrów, to zauważyli nawet jak drgnęła, ale przez rozładowany akumulator nie była w stanie dać im żadnego sygnału.
- Nie jest ci tu smutno tak samemu? – zapytała Taksówka.
- Jest, ale nie mam wyjścia. Nie pozwolę im ruszyć mojej małej.
- Zaraz, zaraz – zastanowił się Pocztuś. – A kto zdecydował, że laweta nie nadaje się do naprawy?
- Mechanik Julian, ten który przyjechał do wypadku.
- I nawet nie spróbował jej zreperować?
- Nie. Stwierdził, że nic się nie da zrobić.
- U nas w mieście jest pewien stary mechanik, który nigdy się nie poddaje. Dotąd próbuje, aż naprawi uszkodzenie – rzuciła Taksówka.
- Ja też już nie raz próbowałem jej pomóc. Przywoziłem tu mechanika Juliana, ale miałem wrażenie, że tylko pogarsza jej stan.
- Ale stary Maks jest naprawdę dobry. Spróbuj jeszcze raz, daj szansę komuś innemu.
- Sam nie wiem – zadumał się czarny. – Nie chcę jej już narażać na spotkanie z kolejnym partaczem.
- Gwarantuję, że się nie zawiedziesz – powiedziała pewnie Taksówka.
- Dobrze, spróbujmy – bez entuzjazmu odpowiedział ciągnik siodłowy.
- W takim razie znikamy i wrócimy tu jutro ze starym Maksem – rzucił Pocztuś. – Zobaczmy się w południe.
- Jasne, będę na was czekał. Do zobaczenia. – odpowiedział. - A, jeszcze jedno. Mówcie do mnie Black.
- Ok, Black – Pocztuś dumnie kiwnął głową. Zyskał nowego, starszego kolegę.
- Cieszę się, że was poznałem i wybaczcie, że was wcześniej nastraszyłem.
- Spoko, było fajnie – Pocztuś udawał, że wcale się nie bał.
- Musimy już jechać - powiedziała Taksówka. – Do zobaczenia.
- Trzymajcie się dzieciaki i nie wierzcie w strachy – zaśmiał się czarny odprowadzając wzrokiem odjeżdżających gości. – Do zobaczenia jutro.
Pocztuś, po powrocie do domu, z wrażenia nie mógł usnąć. Właśnie zaprzyjaźnił się z wielkim, czarnym ciągnikiem siodłowym, który straszył na cmentarzysku pojazdów. Do tego jutro z Taksówką mają zawieść do uszkodzonej przyjaciółki Blacka starego Maksa, najlepszego mechanika w regionie.
„A jeśli jej nie pomorze i Black się na nas zdenerwuje?”- rozmyślał zasypiając. „Nie, Maks na pewno da radę.”
Rano Pocztuś nie mógł doczekać się godziny, o której umówił się z Taksówką. W końcu przyjaciółka dotarła i mogli pojechać po mechanika.
Stary Maks mieszkał w zachodniej części miasta. Po dotarciu na miejsce wozy wcale nie musiały go wiele szukać, gdyż mechanik siedział na ławce przed domem i lekko drzemał. Gdy Pocztuś podjechał bliżej, poderwał się i poprawił odchrząkując.
- O co chodzi? – zapytał.
- Potrzebujemy pana pomocy – zaczął wóz pocztowy. - Koniecznie trzeba pomóc jednej lawecie, która miała wypadek i nie została naprawiona do dziś. Stoi porzucona na złomowisku i rdzewieje, a to piękne auto. Tak nie może zostać.
- Hmm, chwileczkę – przerwał mechanik. – Musicie wiedzieć moi drodzy, że w ubiegłym roku przeszedłem na emeryturę i nie zajmuję się już naprawą samochodów. Jedźcie do kogoś młodszego.
- Nie, to niemożliwe – wtrąciła się Taksówka. – Bo to właśnie młodszy mechanik stwierdził, że lawety nie da się naprawić. Tylko pan może jej pomóc.
- Skoro tak, to mogę rzucić okiem, ale nic nie obiecuję – niby niechętnie odpowiedział mechanik, ale żwawo poderwał się z ławki. – Poczekajcie chwilę, wezmę narzędzia i zaraz wracam.
Maks zniknął za domem.
- Chyba brakuje staruszkowi zajęć – Pocztuś szepnął do Taksówki.
- Chyba tak. O już idzie. Jedźmy.
Mechanik wsiadł do żółtego samochodu i udali się w stronę złomowiska. Zbliżając się do ciężkiej, metalowej bramy Pocztuś poczuł jakieś dziwne ukłucie w środku. „Uda się” – pomyślał.
Wjechali do środka. Było jasno i nie tak przerażająco jak jeszcze kilka godzin temu, gdy uciekając przed goniącą ich ciężarówką omal nie pogubili kół. Przejechali ledwie kilkanaście metrów gdy z boku pojawił się Black.
- Jesteście – powiedział jakby wcześniej wątpił, że nowi przyjaciele jeszcze tu wrócą.
- Jasne – uśmiechnął się Pocztuś na widok ciągnika siodłowego – a z nami przyjechał najlepszy specjalista od trudnych spraw.
Maks pomachał ręką na powitanie.
Podjechali za latarnię pod którą stała rozbita laweta.
- To ten czerwony, przykurzony wóz – powiedział Pocztuś.
Maks bez pośpiechu podszedł do swojej pacjentki. Obszedł lawetę dookoła oceniając zewnętrzne uszkodzenia, zajrzał do kabiny, na końcu podniósł maskę. Mrucząc coś pod nosem przedmuchał z kurzu silnik, akumulator i przewody. Na końcu odwrócił się do wpatrzonych w niego trzech wozów.
- Nie jest tak źle. Z zewnątrz wygląda na bardziej zniszczoną niż jest w rzeczywistości. Trzeba wymienić kilka części i zobaczymy, ale najpierw koniecznie potrzebuje nowego akumulatora, bo bez prądu nie odpali nawet najlepszy samochód.
W obserwatorów jakby weszła nadzieja, ale czarny nagle nawrócił i kawałek odjechał. Taksówka po chwili zbliżyła się do niego. Black był bardzo smutny.
- Boję się, że znów nic z tego nie będzie.
- Nie poddawaj się. Maks jest najlepszy i wyciągał wozy nawet z cięższych opresji. Jeśli nie spróbujemy jej naprawić, do końca będziesz żałował, że nie dałeś jej szansy – pocieszała go Taksówka.
- Masz rację. Do roboty – zdecydowanie odezwał się Black. – Jedziemy po części.
- Ty tu zostań, a my z Maksem pojedziemy do miasta i wrócimy najdalej za godzinę.
- Dobrze – ciężarówka przystała na propozycję. – Zaczekam na wasz powrót na miejscu.
Pocztuś z Taksówką zabrali mechanika i pojechali po części do lawety. Stary Maks nic się nie odzywał całą drogę ale w końcu nie wytrzymał.
- Zastanawiam się nad jednym – zaczął jakoś niepewnie. – Nie chciałem mówić wcześniej, bo to wymaga jeszcze sprawdzenia, ale ta laweta nie jest mocno uszkodzona. Zupełnie nie wiem dlaczego mechanik, który po wypadku ją oglądał orzekł, że się nie nadaje do naprawy.
Pocztuś gwałtownie przyhamował.
- Jak to? – z niedowierzaniem zapytał. – To ona wcale nie jest zepsuta?
- To nie tak – ostudził go mechanik. – Jest poważnie uszkodzona, ale więcej zniszczeń jest z wierzchu – blacha jest mocno pogięta, reflektory są rozbite, ale w środku nic wiele się nie stało. Nawet mało doświadczony mechanik powinien to naprawić bez większych problemów.
- To dlaczego tego nie zrobił? – zamyśliła się Taksówka.
- Najpierw upewnijmy się, że ją naprawimy, a potem będziemy dociekać – zdecydowała Maks.
Niedługo wozy z nowymi częściami wracały na złomowisko. Mechanik wziął się do pracy i po dłuższej chwili spróbował odpalić lawetę.
Wrrum, wrum. Odezwała się i zaraz zgasła. Po chwili jeszcze raz. Wrum! Warknęła głośniej i silnik zaczął regularnie pracować.
- Yes, yes, yes – równocześnie krzyknęły auta.
Laweta powoli ładowała siły. Popatrzyła na zgromadzonych i słabo powiedziała:
- Miło was widzieć, a nie tylko słyszeć.
- To ty wszystko słyszałaś? – zmieszany zapytał Black i pomyślał o tych długich wieczorach kiedy towarzyszył lawecie i opowiadał jej wszystko, łącznie z tym jak bardzo mu jej brakuje.
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem.
- Pięknie wyglądasz – rozmarzył się czarny.
- Spokojnie – wtrącił się mechanik. – Mamy jeszcze dużo pracy. Cała blacha jest do zdjęcia i do remontu. Będziesz jak nowa malutka.
Laweta z każdą chwilą wyglądała coraz lepiej. Nowe siły w nią wstępowały, gdy mechanik dokręcał kolejne śruby i uszczelniał przewody. Na koniec zluzował karoserię i całość przeniósł po kawałku na podstawioną przyczepkę.
- Na dziś tyle – powiedział pod wieczór. – Teraz do blacharza.
- Ja pojadę z Taksówką – zgłosił się Pocztuś. – Odwieziemy przy okazji Maksa do domu. Do jutra Black.
Pożegnali się i ruszyli w drogę powrotną. Po drodze zatrzymali się u blacharza i zostawili pokiereszowana karoserię do naprawy.
- Do zobaczenia, śpijcie dobrze – powiedział mechanik wysiadając pod swoim domem.
- Do widzenia, spanie musi poczekać, jeszcze mamy coś do załatwienia – odpowiedział Pocztuś.
- Chyba wiem co, ale uważajcie na siebie.
- Będziemy – odpowiedziały wozy i zaraz zniknęły za zakrętem.
Podjechały pod warsztat mechanika Juliana, tego który miał naprawić lawetę po wypadku, ale stwierdził że nic się nie da już zrobić.
- Podjadę do niego i spróbuję się czegoś dowiedzieć – zaproponował Pocztuś.
- Dobrze, ja zostanę i będę obserwowała.
Pocztuś ruszył do przodu, ale w tym momencie jakaś duża, niebieska laweta zajechała mu drogę i ostro zakręciła do warsztatu Juliana. Ledwo udało się odskoczyć na bok.
- Łał – krzyknął Pocztuś! Zatrzymał się i obserwował.
Laweta podjechała pod same drzwi, z których wyszedł mechanik.
- Co tam? – rzucił w kierunku przybysza. – Co dzisiaj mamy?
- Dziś tylko przyczepa, na którą spadł konar drzewa w czasie burzy. Nic wielkiego – odpowiedziała niebieska laweta.
- To nawet dobrze, bo zaczynam nie wyrabiać.
- To może zawiozę przyczepę do innego mechanika?
- Ani mi się waż. Nie po to tak ciężko pracowałem i tyle ryzykowałem, żebyś dawała robotę innym. Złóż przyczepę tu i niech czeka – rzucił Julian.
Niebieska laweta powoli sprowadziła przyczepę we wskazane miejsce.
- To do jutra – rzuciła i odjechała.
Pocztuś wycofał się do Taksówki.
- To mamy jasność – powiedział. – Jedźmy stąd to ci opowiem.
Odjechali kawałek i Pocztuś opowiedział Taksówce co usłyszał.
- Rety, ale przekręt – powiedziała Taksówka. – Julian stwierdził, że nasza laweta nie nadaje się do naprawy, bo mu była nie na rękę. Rozbite czy zepsute pojazdy rozwoziła sprawiedliwie pomiędzy wszystkich mechaników działających w mieście. Kiedy przestała pracować, zrobiła miejsce następczyni, która przywozi zepsute auta tylko do Juliana i to on teraz jest najpopularniejszym mechanikiem.
- A nasza czerwona laweta została przez niego wysłana na złomowisko jako bezużyteczna – dodał Pocztuś. – Ale drań. Musimy coś z tym zrobić.
- Tylko co?
- Pomyślę o tym w nocy. Do jutra.
Wozy rozstały się, a Pocztuś główkował całą noc jak się rozprawić z oszustem Julianem i jego lawetą.
Rano zapakował tajemniczą przesyłkę i jako wóz pocztowy zajechał do warsztatu mechanika.
- Mam paczkę dla pana Juliana – powiedział.
- To ja – odpowiedział mechanik, po czym odebrał przesyłkę i zniknął w garażu.
Pocztuś odjechał i po spotkaniu z Taksówką w umówionym miejscu pojechali na złomowisko.
- Przygotujemy im ciepłe przyjęcie – z uśmiechem wtajemniczył Taksówkę, Blacka i czerwoną lawetę w swój plan.
Nadszedł wieczór. Przygotowania do niespodzianki prawie ukończone.
- Gotowe – powiedział w końcu Black.
- Na miejsca – zdeterminowany Pocztuś nie mógł się doczekać przedstawienia. – Mogą w każdej chwili przyjechać.
Zrobiło się całkiem ciemno. Na środku placu kręciła się Taksówka i czekała na gości. W końcu nadjechali. Niebieska laweta i mechanik Julian, pewni siebie, zajechali wzbijając tumany kurzu.
Julian wyskoczył z lawety i rzucił w kierunku Taksówki:
- Ty wysłałaś mi te emblematy?
- Zgadza się – odpowiedziała taksówka.
- To gdzie ten królewski wóz, chcę go zabrać od razu.
- Jedź za mną – Taksówka nawróciła i skierowała się w głąb złomowiska. Powoli minęła dwie góry wraków, a niebieska laweta z Julianem jechała za nią. Mijając kolejne zniszczone samochody wjechała w tuman kurzu, który nie wiadomo skąd się tam pojawił, a gdy niebieska laweta wyjechała z niego, Taksówki już nie było.
Zatrzymała się i Julian niespokojnie zaczął rozglądać się wokoło. Było ciemno i mrocznie.
- Hej! – krzyknął. – Gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza, tylko duży bezkształtny cień, powoli przejechał w oddali.
- Kto tam jest? – zawołał Julian głosem pełnym obawy.
Nikt nie odpowiedział, a mroczy cień pojawił się ponownie, tylko bliżej.
Julian cofnął się bliżej lawety, aby mógł wskoczyć na nią w każdej chwili. W tym momencie jego oczom ukazał się potworny widok. Zniekształcony, obdarty z blachy pojazd, wokół którego unosiła się zielonkawa, przerażająca poświata.
- Witaj Julianie – powiedział straszny pojazd.
- Co to ma być? – Julian już trzymał klamkę swojej lawety.
- Nie poznajesz mnie? – ciągnął tajemniczy gospodarz cmentarzyska pojazdów. – To ja, czerwona laweta. Chyba mnie pamiętasz?
- Czerwona laweta zginęła w wypadku i nie dało się jej naprawić – rzucił mechanik.
- W takim razie jestem jej duchem – z dziwnym uśmiechem powiedziała laweta. – Miło, że wpadłeś Julianie. U nas na cmentarzysku lubimy zabawić się z mechanikami partaczami – laweta spoważniała i ruszyła w kierunku przybyszów, a za nią kilka innych cieni zaczęło się poruszać.
- W nogi – ryknął mechanik wsiadając do pojazdu, którym liczył, że przywiezie królewski powóz ze złoconymi klamkami. – Szybciej, szybciej – poganiał niebieską lawetę.
Nawrócili i pełnym gazem kierowali się w stronę bramy. W jednej chwili zajechał im drogę czarny i również świecący ciągnik siodłowy.
- Państwo dokąd się wybieracie? – zapytał groźnie.
Niebieska laweta próbowała go ominąć, ale ten stanął w poprzek i nie zmieściła się na wąskiej ścieżce.
- Ile aut wysłaliście na złomowisko, mimo że nadawały się do naprawy? – kontynuował Black. – No już, mówcie!
- Żadnego – próbował ratować się mechanik.
- Nie kłam! – ryknął czarny. – Bo zostaniesz z nami na zawsze!
- Tylko czerwona lawetę - przyznał się Julian. – Musiałem tak zrobić bo nie miałem prawie zleceń. Odkąd zepsute auta rozwozi niebieska laweta mam taki ruch, że nie mogę nadążyć.
- Żeby mieć zlecenia wystarczy solidnie pracować, a nie oszukiwać.
- Wiem, przepraszam – trząsł się Julian.
- Musisz ponieść za to karę – z marsową miną powiedziała ciężarówka. – Taką samą na jaką skazałeś czerwoną lawetę.
- Nie! Nie zostanę tu! – krzyknął Julian. – Proszę, zrobię wszystko tylko mnie wypuście.
- W takim razie, ty i twoja laweta opuścicie miasteczko na zawsze. A jeśli kiedykolwiek wrócicie, to was znajdę.
- Dobrze – zgodził się roztrzęsiony mechanik. – Wyjedziemy jeszcze dziś, tylko nas wypuść.
Black zrobił miejsce, a niebieska laweta nie oglądając się za siebie wyskoczyła ze złomowiska i jak tylko najszybciej potrafiła, oddaliła się drogą.
Poczuś włączył nieliczne światła, które były rzadko porozstawiane po złomowisku. Podjechała czerwona laweta, która bez blachy i posypana fluoroscencyjnym proszkiem nadal wyglądała przerażająco.
- No to piąteczka – zawołała Taksówka wyjeżdżając z zza zakrętu. – Pocztusiu, pomysł pierwszorzędny! Ale napędziliśmy im stracha.
- Ha ha – śmiał się nadjeżdżający Black. – Chyba już nigdy nie wrócą do naszego miasta.
Laweta popatrzyła na śmiejącego się czarnego i powiedziała:
- Dawno się słyszałam twojego śmiechu.
- Od dziś będziesz go słyszeć codziennie – odpowiedział z uśmiechem ciągnik siodłowy.
- Słuchajcie! – zawołała Taksówka. – Chyba mamy wakat w mieście, nie ma lawety.
- Trzeba poprosić blacharza, żeby szybciej naprawiał twoją karoserię, bo praca czeka – dodał Pocztuś.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę. Tyle miesięcy w bezruchu, strasznie się męczyłam.
- Już niedługo wrócisz na ulice.
- Byle nie dziś, bo możesz siać popłoch z tą zieloną poświatą – powiedział Pocztuś. – A ja jadę wyłączyć to śmigło, które ciągle wzbija kurz.
- Zaczekaj Pocztusiu – powiedział Black. – Muszę wam bardzo podziękować. Bez was pewnie dalej snułbym się tu smutny i bezradny.
- Co tam, cieszę się, że mogłem pomóc – skromnie odpowiedział żółty wóz pocztowy.
- To ja mam za co dziękować – dodała czerwona laweta – znowu mam nadzieję, że będę jeździła i pomagała innym, co lubię robić najbardziej.
- Cieszę się, że tu przyjechaliśmy – powiedziała Taksówka. – Myślę, że teraz będziemy się często widywać.
- Przyjedziemy za kilka dni zobaczyć jak nowa blacha – zapowiedział się Pocztuś. – A teraz już dobranoc i nikogo nie straszcie – na koniec zażartował.
- I zacznijcie szukać nowego domu – dodała na koniec Taksówka.
- Dobranoc – odpowiedzieli mieszkańcy złomowiska. A pomimo ciemnej nocy, dziwna zielonkawa łuna unosiła się nad tym opuszczonym miejscem.
- Pocztusiu, a skąd wziąłeś te emblematy królewskie, które dostarczyłeś Julianowi? – zapytała po drodze Taksówka.
- Od dzieci pożyczyłem, zabawkowe.
Pocztuś wyjrzał z garażu, w którym od południa drzemał.
- Noo, znacznie przyjemniej! – powiedział do siebie.
- Co mówiłeś Pocztusiu? – zapytała przejeżdżająca akurat obok Taksówka.
- O, cześć! – przywitał się młody wóz pocztowy. – Mówiłem, że teraz jest znacznie przyjemniej. Do takich upałów, to nawet ja nie jestem przyzwyczajony.
- A mnie nie przeszkadzają. Ja lubię gdy jest ciepło, bo jak jadę to w oddali tak fajnie ziemia paruje, jakby falowała. Wychodź leniuchu, przejedźmy się – zaproponowała Taksówka.
- Chętnie, tylko przy okazji muszę zawieźć przesyłkę Leśniczemu, gdyż przed południem już nie zdążyłem.
- W takim razie jedziemy do lasu.
Po chwili wozy były już na terenie leśniczówki i rozglądały się za gospodarzem. Objechały wkoło dom Leśniczego, zajrzały za stodołę, w której trzymał siano na zimę dla zwierząt leśnych, ale jego, nigdzie nie było.
- Zapytajmy Strażnika Lasu, może on wie gdzie jest Leśniczy – zaproponowała Taksówka.
Podjechali pod garaż zielonego wozu i Pocztuś już miał zapukać do drzwi, gdy doleciał do niego fragment ożywionej dyskusji:
- Musimy coś z tym zrobić, coraz więcej osób boi się tamtędy przejeżdżać – powiedział jeden głos.
- Ale przecież nigdy nikomu nic się nie stało, to tylko plotki – odpowiedział ktoś inny.”
- O czym oni mówią? – szepnęła Taksówka.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział Pocztuś, też szeptem. – Cii, posłuchajmy jeszcze.
– Gawędziarz twierdzi, że kto wejdzie za stalową bramę to już nie wyjdzie. Musimy ostrzec mieszkańców – powiedział znów pierwszy głos.
- Sam wiesz, że Gawędziarz różne historie już opowiadał i żadna nie okazała się prawdziwa. Lepiej nie róbmy podwodów do paniki– odpowiedział głos drugi.
- Pocztusiu, lepiej nie podsłuchujmy, to nieładnie – powiedziała zatrwożona Taksówka.
- Nie pękaj, chętnie sam bym to miejsce sprawdził – powiedział pewnie Pocztuś i w tej chwili drzwi otworzyły się od środka i stanął w nich wóz policyjny.
- Cześć dzieciaki, długo już tu stoicie? – niebieski chciał wybadać co Pocztuś i Taksówka mogli usłyszeć.
- Przed chwilą podjechaliśmy – odpowiedział Pocztuś wymijająco, nieco się przy tym rumieniąc. – Szukamy Leśniczego i myśleliśmy, że go tu spotkamy.
- Niestety Leśniczy wyjechał zamówić nowe znaki, które mają stać przy drodze do lasu. Wróci późnym wieczorem – odezwał się z głębi garażu Strażnik Lasu.
- Mam dla niego przesyłkę, czy mogę ją tu zostawić? – zapytał Pocztuś.
- Oczywiście, przekażę ją Leśniczemu jak tylko dotrze do domu – odpowiedział zielony wóz i odebrał paczkę.
- Mamy jakiś nowy problem w okolicy? – nie wytrzymał Pocztuś.
Strażnik Lasu i wóz policyjny popatrzyli na siebie. Sierżant nieznacznie dał sygnał zielonemu.
- Żaden nowy problem Pocztusiu. Zresztą nie istotne co się dzieje na złomowisku, was młodych to przecież nie dotyczy – odpowiedział Strażnik Lasu z wesołą miną, chcąc zbagatelizować sprawę. – No już dzieciaki, nie macie ochoty się przejechać? – zielony grzecznie ich wyprosił.
- Jasne, świetny pomysł – podchwyciła Taksówka. – Do widzenia.
- Cześć, cześć – starsze wozy pożegnały młodzież.
Pocztuś z Taksówką nawrócili i jadąc w kierunku miasta dyskutowali o co mogło chodzić zielonemu i niebieskiemu. Przecież wiadomo, że na złomowisko nie jeździ się bez potrzeby, bo trochę strach poruszać się pomiędzy tymi wszystkimi gratami, ale żeby aż tak się bać…
- Musimy to sprawdzić – ostatecznie powiedział Pocztuś.
- Nie ma mowy, ja nigdzie nie jadę – odrzekła Taksówka.
- Bojąca Kaśka! – dopiekł jej żółty.
- Wcale się nie boję tylko jest już wieczór i uważam, że nie ma co jeździć tak daleko.
- To jak się nie boisz to się załóż – Pocztuś nie odpuszczał.
- O co?
- O to, że pojedziesz na cmentarzysko pojazdów – młody wóz pocztowy rzucił wyzwanie Taksówce.
- Nie ma sprawy, możemy jechać choćby zaraz, a ten kto stchórzy myje karoserię wygranemu – podjęła wyzwanie Taksówka.
- Zakład stoi – potwierdził Pocztuś. – Ruszajmy.
Złomowisko pojazdów znajdowało się z drugiej strony wielkiej skały. Od dawna krążyły legendy o cieniach przemykających wieczorem pomiędzy poskładanymi tam wozami, które już nigdzie nie pojadą. Wprawdzie starsi mówili, że to bajki, ale i tak nikt się tam nie zapuszczał po zmroku.
Pocztuś z Taksówką zbliżali się do wzgórza, słońce coraz mocniej chyliło się ku zachodowi, a cienie rzucane na drogę były coraz dłuższe. Przejechali za zakręt i ich oczom ukazała się ciemna powierzchnia cmentarzyska otoczonego z dwóch stron wysoką skałą, a w pozostałej części mocnym ogrodzeniem. Na froncie była ogromna, żelazna brama, wcale nie zachęcająca, aby ją przekroczyć.
- Chyba zamknięte – z nadzieją powiedziała Taksówka.
- Ciemno się robi, może podjedźmy z boku – odpowiedział Pocztuś jakby nie słysząc uwagi swojej koleżanki.
Zgasili światła i po cichu zbliżyli się pod ogrodzenia. Stanęli za grubym dębem.
- Cisza, aż w uszach dzwoni – zażartował Pocztuś. – Wjedźmy do środka, zbadamy sprawę.
- Zaczekaj – szepnęła Taksówka. – Widzę jakieś światła, chyba ktoś jedzie.
Rzeczywiście, środkiem drogi, wcale się nie ukrywając, ani nie jadąc niepewnie, sunął jakiś duży pojazd. Pocztuś z Taksówką intuicyjnie dosunęli się do ogrodzenia, aby jak najlepiej się ukryć. Tymczasem, coraz lepiej było widać, że zbliżał się wysoki samochód bez przyczepy.
- Sam ciągnik siodłowy – szepnął Pocztuś, gdy czarny wóz był już dobrze widoczny.
- Ma błyskawicę na boku – dodała Taksówka. – Jakiś strasznie mroczny ten koleżka.
Ciągnik siodłowy przejechał niedaleko przyjaciół i skierował się wprost do bramy złomowiska. Wjechał za uchylone wrota i zniknął im z oczu.
- Łał! – zawołał Pocztuś. – Ciekawe! Jedźmy za nim!
- No nie wiem, nie wyglądał zbyt przyjaźnie – z rezerwą odezwała się Taksówka. – Może to jakiś pirat albo jeszcze ktoś gorszy. On jest ogromny. Nie mamy z nim szans.
- Przecież nie jedziemy się bić, tylko zobaczyć co on tam porabia – żółty uspokajał przyjaciółkę. – Spokojnie, nawet nas nie zauważy. Zresztą chyba nie chcesz przegrać zakładu… - na końcu pociągnął za drażliwą strunę.
- Jedźmy w takim razie – odpowiedziała dumnie Taksówka. - Ale ty pierwszy.
Wozy powoli, bez hałasu zbliżyły się do bramy. Rozejrzały się wokoło… cisza. Ostrożnie wjechały do środka. Po krótkiej chwili Taksówka dostrzegła jak pomiędzy stertami wraków, z prawej strony, przemknął jakiś cień.
- To on? – zapytała drżącym głosem.
- Pewnie tak – odpowiedział szeptem Pocztuś. – Podjedźmy bliżej, zobaczymy co robi.
Przesuwali się do przodu prawie przyklejeni do ogrodzenia, a potem do zezłomowanych aut. Cicho, cichutko, tylko piasek chrupał pod kołami. Nagle, BRZDĘK! Jakiś pręt wyskoczył spod tylnego koła żółtego wozu i odbił się od stojącego tu już od dawna Astona.
Pocztuś z Taksówką zamarli w bezruchu. Powietrze nawet nie drgnęło, tylko jakiś spłoszony ptak poderwał się do lotu.
- Chyba możemy jechać dalej – szepnął Pocztuś.
- Wracajmy – błagalnie szepnęła Taksówka. – Mam niedobre przeczucia.
Ruszyli jednak dalej. Minęli kolejne składowisko staroci, gdy niespodziewanie z naprzeciwka potężny halogen zaświecił im prosto w oczy.
- Co tu się dzieje? – zawołał potężny głos. – Co tu robicie?
- Aaaaaa! – krzyknął Pocztuś nie wiedząc co ma robić, czy się tłumaczyć czy uciekać. Jednak w momencie przypomniał sobie rozmowę Strażnika Lasu z wozem policyjnym. – Uciekajmy! – zdecydował nie czekając na to co będzie dalej.
Razem z Taksówką nawrócili i nie patrząc już czy robią dużo czy mało hałasu kierowali się prosto do bramy. Nawet nie obejrzeli się do tyłu i nie wiedzieli czy przerażający czarny wóz ich goni czy nie, ale podążające za nimi światła halogenów jednoznacznie świadczyły o tym, że mroczny mieszkaniec cmentarzyska samochodów jest tuż za nimi.
- Przerobi nas na śrubki do kół! – zawołała przerażona Taksówka. – Szybciej!
Mijali kolejne auta, gdy niespodziewanie zrobiło się ciemno. Do tej pory doskonale oświetlona, przez goniący ich wóz, droga do bramy, stała się całkiem ciemna.
- Co jest? – zastanowił się Pocztuś na chwilę zwalniając. – Chyba nam nie odpuścił. – Obejrzał się. Nie było nikogo.
- Gdzie się podział? – na głos zastanawiała się też Taksówka. Tymczasem złowrogi cień przemknął bokiem i stanął przy bramie zastawiając sobą wyjazd. Nieświadomi przyjaciele zdążali prosto w jego kierunku.
- Musimy się jak najszybciej stąd wydostać – zdenerwowany mruczał Pocztuś.
- Szkoda, że jest tylko jedno wyjście – dodała Taksówka.
Minęli właśnie ostatnią górę wraków i zobaczyli go. Stał na tle bramy i spokojnie na nich czekał.
- Są, małe złodziejaszki! – zawołał potężnie i wcale nie przyjaźnie. – No już, mówcie. Po co tu przyjechaliście po ciemku. Co chcieliście ukraść?
- Nic – trzęsącym się głosem odpowiedział mało przekonująco Pocztuś. – Tak tylko przyjechaliśmy.
- Ha, ha. Oczywiście. Przyjechaliście na złomowisko na wycieczkę! Mówcie prawdę zanim się zdenerwuję!
- Naprawdę nic nie chcemy ukraść. Chcieliśmy tylko sprawdzić co tu straszy – próbowała ratować sytuację Taksówka.
- Straszy? – z niedowierzaniem odpowiedział ciągnik siodłowy. – Co straszy? Ja straszę?
- Na to wygląda – wyzywająco rzucił Pocztuś.
- Ha, ha! A to numer! – zaśmiał się ponuro czarny. – No i dobrze, niech tak wszyscy myślą.
– Usłyszeliśmy przypadkiem, że dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy i postanowiliśmy to zbadać – dodał żółty.
- Detektywi, ha ha – zaśmiał się czarny.
Ciężarówka nie wydawała się już tak przerażająca.
- A ty, co właściwie tutaj robisz? – postanowił zapytać wóz pocztowy.
- Pożeram takie małe wozy jak wy! – warknął czarny i zrobił obrót kołem w kierunku przyjaciół.
- Aaaa! – przeraziła się Taksówka.
- Żartowałem – zaśmiał się czarny, ale przy tym jakoś nie wesoło. Na czoło nasunęła mu się chmura.
- Skoro nie jesteście złodziejaszkami, którzy szabrują cmentarzysko i wywożą stąd wszystko co się da sprzedać, to chodźcie. Pokażę wam to miejsce.
Z pewną jeszcze obawą, Pocztuś z Taksówką ruszyli za ciągnikiem siodłowym.
- To, jak wiecie, jest trochę smutne miejsce, jednak nie wszyscy potrafią to uszanować i zakłócają spokój śpiących aut. Jak widzicie, niektóre wozy stoją tu tak jak dotarły, ale niestety niektórym skradziono klamkę czy zderzak, a temu biedakowi – powiedział wskazując na zardzewiałą brykę - jacyś wandale wybili szyby.
Młode auta ciągnęły się za ciężarówką i rozglądały wkoło.
- Ale co ty tutaj robisz?
Czarny ciężko westchnął. Jechał jeszcze kawałek nic nie mówiąc. Skręcił za słupem oświetleniowym, jednym z nielicznych w tym mrocznym miejscu, i zatrzymał się.
- Ja, jej pilnuję – powiedział wskazując piękną, chociaż zniszczoną lawetę. Spod warstwy kurzu przebijał jeszcze kawałkami żywo-czerwony kolor kabiny, a wyciągarka wyglądała jakby gotowa do podpięcia. – Miała poważny wypadek pomagając innym. Została wezwana do kolizji i gdy wciągała uszkodzony wóz, uderzył w nią jakiś młokos, który postanowił ścigać się z kolegą na wąskiej drodze. Wszyscy myśleli, że oboje zginęli na miejscu, ale moja mała się nie poddała – powiedział czarny łamiącym się głosem.
Pocztuś i Taksówka słuchali w milczeniu, a ciągnik siodłowy opowiadał dalej.
- Została jednak przywieziona na złomowisko, bo mechanik nie podjął się naprawy tak poważnych uszkodzeń. Długo panował tu spokój i laweta mogła bezpiecznie odpoczywać, ale pewnego dnia po okolicy zaczęła kręcić się szajka złodziei części samochodowych. Zakradają się tu nocą i odkręcają z wraków wszystko co nadaje się do użycia. Od tamtej pory przyjeżdżam tu co noc i pilnuję mojej ukochanej. Nie zdmuchuję z niej nawet kurzu, żeby wyglądała na starszą i bardziej zniszczoną niż jest w rzeczywistości.
- To teraz jest już jasne, że tym cieniem straszącym na cmentarzysku pojazdów jesteś ty – powiedział Pocztuś.
- Ja nikogo nie straszę, ale skoro tak się utarło to tylko lepiej, bo może powstrzyma to niektórych niechcianych gości od odwiedzenia tego miejsca.
- Od jak dawna tu przyjeżdżasz? – zapytała Taksówka.
- Od czasu wypadku, z tym, że wcześniej tylko zaglądałem raz na kilka dni, ale teraz jestem codziennie.
Wozy przyjrzały się rozbitej lawecie. Miała uszkodzony cały bok i część przodu. Gdy zbliżyli się na kilka centymetrów, to zauważyli nawet jak drgnęła, ale przez rozładowany akumulator nie była w stanie dać im żadnego sygnału.
- Nie jest ci tu smutno tak samemu? – zapytała Taksówka.
- Jest, ale nie mam wyjścia. Nie pozwolę im ruszyć mojej małej.
- Zaraz, zaraz – zastanowił się Pocztuś. – A kto zdecydował, że laweta nie nadaje się do naprawy?
- Mechanik Julian, ten który przyjechał do wypadku.
- I nawet nie spróbował jej zreperować?
- Nie. Stwierdził, że nic się nie da zrobić.
- U nas w mieście jest pewien stary mechanik, który nigdy się nie poddaje. Dotąd próbuje, aż naprawi uszkodzenie – rzuciła Taksówka.
- Ja też już nie raz próbowałem jej pomóc. Przywoziłem tu mechanika Juliana, ale miałem wrażenie, że tylko pogarsza jej stan.
- Ale stary Maks jest naprawdę dobry. Spróbuj jeszcze raz, daj szansę komuś innemu.
- Sam nie wiem – zadumał się czarny. – Nie chcę jej już narażać na spotkanie z kolejnym partaczem.
- Gwarantuję, że się nie zawiedziesz – powiedziała pewnie Taksówka.
- Dobrze, spróbujmy – bez entuzjazmu odpowiedział ciągnik siodłowy.
- W takim razie znikamy i wrócimy tu jutro ze starym Maksem – rzucił Pocztuś. – Zobaczmy się w południe.
- Jasne, będę na was czekał. Do zobaczenia. – odpowiedział. - A, jeszcze jedno. Mówcie do mnie Black.
- Ok, Black – Pocztuś dumnie kiwnął głową. Zyskał nowego, starszego kolegę.
- Cieszę się, że was poznałem i wybaczcie, że was wcześniej nastraszyłem.
- Spoko, było fajnie – Pocztuś udawał, że wcale się nie bał.
- Musimy już jechać - powiedziała Taksówka. – Do zobaczenia.
- Trzymajcie się dzieciaki i nie wierzcie w strachy – zaśmiał się czarny odprowadzając wzrokiem odjeżdżających gości. – Do zobaczenia jutro.
Pocztuś, po powrocie do domu, z wrażenia nie mógł usnąć. Właśnie zaprzyjaźnił się z wielkim, czarnym ciągnikiem siodłowym, który straszył na cmentarzysku pojazdów. Do tego jutro z Taksówką mają zawieść do uszkodzonej przyjaciółki Blacka starego Maksa, najlepszego mechanika w regionie.
„A jeśli jej nie pomorze i Black się na nas zdenerwuje?”- rozmyślał zasypiając. „Nie, Maks na pewno da radę.”
Rano Pocztuś nie mógł doczekać się godziny, o której umówił się z Taksówką. W końcu przyjaciółka dotarła i mogli pojechać po mechanika.
Stary Maks mieszkał w zachodniej części miasta. Po dotarciu na miejsce wozy wcale nie musiały go wiele szukać, gdyż mechanik siedział na ławce przed domem i lekko drzemał. Gdy Pocztuś podjechał bliżej, poderwał się i poprawił odchrząkując.
- O co chodzi? – zapytał.
- Potrzebujemy pana pomocy – zaczął wóz pocztowy. - Koniecznie trzeba pomóc jednej lawecie, która miała wypadek i nie została naprawiona do dziś. Stoi porzucona na złomowisku i rdzewieje, a to piękne auto. Tak nie może zostać.
- Hmm, chwileczkę – przerwał mechanik. – Musicie wiedzieć moi drodzy, że w ubiegłym roku przeszedłem na emeryturę i nie zajmuję się już naprawą samochodów. Jedźcie do kogoś młodszego.
- Nie, to niemożliwe – wtrąciła się Taksówka. – Bo to właśnie młodszy mechanik stwierdził, że lawety nie da się naprawić. Tylko pan może jej pomóc.
- Skoro tak, to mogę rzucić okiem, ale nic nie obiecuję – niby niechętnie odpowiedział mechanik, ale żwawo poderwał się z ławki. – Poczekajcie chwilę, wezmę narzędzia i zaraz wracam.
Maks zniknął za domem.
- Chyba brakuje staruszkowi zajęć – Pocztuś szepnął do Taksówki.
- Chyba tak. O już idzie. Jedźmy.
Mechanik wsiadł do żółtego samochodu i udali się w stronę złomowiska. Zbliżając się do ciężkiej, metalowej bramy Pocztuś poczuł jakieś dziwne ukłucie w środku. „Uda się” – pomyślał.
Wjechali do środka. Było jasno i nie tak przerażająco jak jeszcze kilka godzin temu, gdy uciekając przed goniącą ich ciężarówką omal nie pogubili kół. Przejechali ledwie kilkanaście metrów gdy z boku pojawił się Black.
- Jesteście – powiedział jakby wcześniej wątpił, że nowi przyjaciele jeszcze tu wrócą.
- Jasne – uśmiechnął się Pocztuś na widok ciągnika siodłowego – a z nami przyjechał najlepszy specjalista od trudnych spraw.
Maks pomachał ręką na powitanie.
Podjechali za latarnię pod którą stała rozbita laweta.
- To ten czerwony, przykurzony wóz – powiedział Pocztuś.
Maks bez pośpiechu podszedł do swojej pacjentki. Obszedł lawetę dookoła oceniając zewnętrzne uszkodzenia, zajrzał do kabiny, na końcu podniósł maskę. Mrucząc coś pod nosem przedmuchał z kurzu silnik, akumulator i przewody. Na końcu odwrócił się do wpatrzonych w niego trzech wozów.
- Nie jest tak źle. Z zewnątrz wygląda na bardziej zniszczoną niż jest w rzeczywistości. Trzeba wymienić kilka części i zobaczymy, ale najpierw koniecznie potrzebuje nowego akumulatora, bo bez prądu nie odpali nawet najlepszy samochód.
W obserwatorów jakby weszła nadzieja, ale czarny nagle nawrócił i kawałek odjechał. Taksówka po chwili zbliżyła się do niego. Black był bardzo smutny.
- Boję się, że znów nic z tego nie będzie.
- Nie poddawaj się. Maks jest najlepszy i wyciągał wozy nawet z cięższych opresji. Jeśli nie spróbujemy jej naprawić, do końca będziesz żałował, że nie dałeś jej szansy – pocieszała go Taksówka.
- Masz rację. Do roboty – zdecydowanie odezwał się Black. – Jedziemy po części.
- Ty tu zostań, a my z Maksem pojedziemy do miasta i wrócimy najdalej za godzinę.
- Dobrze – ciężarówka przystała na propozycję. – Zaczekam na wasz powrót na miejscu.
Pocztuś z Taksówką zabrali mechanika i pojechali po części do lawety. Stary Maks nic się nie odzywał całą drogę ale w końcu nie wytrzymał.
- Zastanawiam się nad jednym – zaczął jakoś niepewnie. – Nie chciałem mówić wcześniej, bo to wymaga jeszcze sprawdzenia, ale ta laweta nie jest mocno uszkodzona. Zupełnie nie wiem dlaczego mechanik, który po wypadku ją oglądał orzekł, że się nie nadaje do naprawy.
Pocztuś gwałtownie przyhamował.
- Jak to? – z niedowierzaniem zapytał. – To ona wcale nie jest zepsuta?
- To nie tak – ostudził go mechanik. – Jest poważnie uszkodzona, ale więcej zniszczeń jest z wierzchu – blacha jest mocno pogięta, reflektory są rozbite, ale w środku nic wiele się nie stało. Nawet mało doświadczony mechanik powinien to naprawić bez większych problemów.
- To dlaczego tego nie zrobił? – zamyśliła się Taksówka.
- Najpierw upewnijmy się, że ją naprawimy, a potem będziemy dociekać – zdecydowała Maks.
Niedługo wozy z nowymi częściami wracały na złomowisko. Mechanik wziął się do pracy i po dłuższej chwili spróbował odpalić lawetę.
Wrrum, wrum. Odezwała się i zaraz zgasła. Po chwili jeszcze raz. Wrum! Warknęła głośniej i silnik zaczął regularnie pracować.
- Yes, yes, yes – równocześnie krzyknęły auta.
Laweta powoli ładowała siły. Popatrzyła na zgromadzonych i słabo powiedziała:
- Miło was widzieć, a nie tylko słyszeć.
- To ty wszystko słyszałaś? – zmieszany zapytał Black i pomyślał o tych długich wieczorach kiedy towarzyszył lawecie i opowiadał jej wszystko, łącznie z tym jak bardzo mu jej brakuje.
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem.
- Pięknie wyglądasz – rozmarzył się czarny.
- Spokojnie – wtrącił się mechanik. – Mamy jeszcze dużo pracy. Cała blacha jest do zdjęcia i do remontu. Będziesz jak nowa malutka.
Laweta z każdą chwilą wyglądała coraz lepiej. Nowe siły w nią wstępowały, gdy mechanik dokręcał kolejne śruby i uszczelniał przewody. Na koniec zluzował karoserię i całość przeniósł po kawałku na podstawioną przyczepkę.
- Na dziś tyle – powiedział pod wieczór. – Teraz do blacharza.
- Ja pojadę z Taksówką – zgłosił się Pocztuś. – Odwieziemy przy okazji Maksa do domu. Do jutra Black.
Pożegnali się i ruszyli w drogę powrotną. Po drodze zatrzymali się u blacharza i zostawili pokiereszowana karoserię do naprawy.
- Do zobaczenia, śpijcie dobrze – powiedział mechanik wysiadając pod swoim domem.
- Do widzenia, spanie musi poczekać, jeszcze mamy coś do załatwienia – odpowiedział Pocztuś.
- Chyba wiem co, ale uważajcie na siebie.
- Będziemy – odpowiedziały wozy i zaraz zniknęły za zakrętem.
Podjechały pod warsztat mechanika Juliana, tego który miał naprawić lawetę po wypadku, ale stwierdził że nic się nie da już zrobić.
- Podjadę do niego i spróbuję się czegoś dowiedzieć – zaproponował Pocztuś.
- Dobrze, ja zostanę i będę obserwowała.
Pocztuś ruszył do przodu, ale w tym momencie jakaś duża, niebieska laweta zajechała mu drogę i ostro zakręciła do warsztatu Juliana. Ledwo udało się odskoczyć na bok.
- Łał – krzyknął Pocztuś! Zatrzymał się i obserwował.
Laweta podjechała pod same drzwi, z których wyszedł mechanik.
- Co tam? – rzucił w kierunku przybysza. – Co dzisiaj mamy?
- Dziś tylko przyczepa, na którą spadł konar drzewa w czasie burzy. Nic wielkiego – odpowiedziała niebieska laweta.
- To nawet dobrze, bo zaczynam nie wyrabiać.
- To może zawiozę przyczepę do innego mechanika?
- Ani mi się waż. Nie po to tak ciężko pracowałem i tyle ryzykowałem, żebyś dawała robotę innym. Złóż przyczepę tu i niech czeka – rzucił Julian.
Niebieska laweta powoli sprowadziła przyczepę we wskazane miejsce.
- To do jutra – rzuciła i odjechała.
Pocztuś wycofał się do Taksówki.
- To mamy jasność – powiedział. – Jedźmy stąd to ci opowiem.
Odjechali kawałek i Pocztuś opowiedział Taksówce co usłyszał.
- Rety, ale przekręt – powiedziała Taksówka. – Julian stwierdził, że nasza laweta nie nadaje się do naprawy, bo mu była nie na rękę. Rozbite czy zepsute pojazdy rozwoziła sprawiedliwie pomiędzy wszystkich mechaników działających w mieście. Kiedy przestała pracować, zrobiła miejsce następczyni, która przywozi zepsute auta tylko do Juliana i to on teraz jest najpopularniejszym mechanikiem.
- A nasza czerwona laweta została przez niego wysłana na złomowisko jako bezużyteczna – dodał Pocztuś. – Ale drań. Musimy coś z tym zrobić.
- Tylko co?
- Pomyślę o tym w nocy. Do jutra.
Wozy rozstały się, a Pocztuś główkował całą noc jak się rozprawić z oszustem Julianem i jego lawetą.
Rano zapakował tajemniczą przesyłkę i jako wóz pocztowy zajechał do warsztatu mechanika.
- Mam paczkę dla pana Juliana – powiedział.
- To ja – odpowiedział mechanik, po czym odebrał przesyłkę i zniknął w garażu.
Pocztuś odjechał i po spotkaniu z Taksówką w umówionym miejscu pojechali na złomowisko.
- Przygotujemy im ciepłe przyjęcie – z uśmiechem wtajemniczył Taksówkę, Blacka i czerwoną lawetę w swój plan.
Nadszedł wieczór. Przygotowania do niespodzianki prawie ukończone.
- Gotowe – powiedział w końcu Black.
- Na miejsca – zdeterminowany Pocztuś nie mógł się doczekać przedstawienia. – Mogą w każdej chwili przyjechać.
Zrobiło się całkiem ciemno. Na środku placu kręciła się Taksówka i czekała na gości. W końcu nadjechali. Niebieska laweta i mechanik Julian, pewni siebie, zajechali wzbijając tumany kurzu.
Julian wyskoczył z lawety i rzucił w kierunku Taksówki:
- Ty wysłałaś mi te emblematy?
- Zgadza się – odpowiedziała taksówka.
- To gdzie ten królewski wóz, chcę go zabrać od razu.
- Jedź za mną – Taksówka nawróciła i skierowała się w głąb złomowiska. Powoli minęła dwie góry wraków, a niebieska laweta z Julianem jechała za nią. Mijając kolejne zniszczone samochody wjechała w tuman kurzu, który nie wiadomo skąd się tam pojawił, a gdy niebieska laweta wyjechała z niego, Taksówki już nie było.
Zatrzymała się i Julian niespokojnie zaczął rozglądać się wokoło. Było ciemno i mrocznie.
- Hej! – krzyknął. – Gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza, tylko duży bezkształtny cień, powoli przejechał w oddali.
- Kto tam jest? – zawołał Julian głosem pełnym obawy.
Nikt nie odpowiedział, a mroczy cień pojawił się ponownie, tylko bliżej.
Julian cofnął się bliżej lawety, aby mógł wskoczyć na nią w każdej chwili. W tym momencie jego oczom ukazał się potworny widok. Zniekształcony, obdarty z blachy pojazd, wokół którego unosiła się zielonkawa, przerażająca poświata.
- Witaj Julianie – powiedział straszny pojazd.
- Co to ma być? – Julian już trzymał klamkę swojej lawety.
- Nie poznajesz mnie? – ciągnął tajemniczy gospodarz cmentarzyska pojazdów. – To ja, czerwona laweta. Chyba mnie pamiętasz?
- Czerwona laweta zginęła w wypadku i nie dało się jej naprawić – rzucił mechanik.
- W takim razie jestem jej duchem – z dziwnym uśmiechem powiedziała laweta. – Miło, że wpadłeś Julianie. U nas na cmentarzysku lubimy zabawić się z mechanikami partaczami – laweta spoważniała i ruszyła w kierunku przybyszów, a za nią kilka innych cieni zaczęło się poruszać.
- W nogi – ryknął mechanik wsiadając do pojazdu, którym liczył, że przywiezie królewski powóz ze złoconymi klamkami. – Szybciej, szybciej – poganiał niebieską lawetę.
Nawrócili i pełnym gazem kierowali się w stronę bramy. W jednej chwili zajechał im drogę czarny i również świecący ciągnik siodłowy.
- Państwo dokąd się wybieracie? – zapytał groźnie.
Niebieska laweta próbowała go ominąć, ale ten stanął w poprzek i nie zmieściła się na wąskiej ścieżce.
- Ile aut wysłaliście na złomowisko, mimo że nadawały się do naprawy? – kontynuował Black. – No już, mówcie!
- Żadnego – próbował ratować się mechanik.
- Nie kłam! – ryknął czarny. – Bo zostaniesz z nami na zawsze!
- Tylko czerwona lawetę - przyznał się Julian. – Musiałem tak zrobić bo nie miałem prawie zleceń. Odkąd zepsute auta rozwozi niebieska laweta mam taki ruch, że nie mogę nadążyć.
- Żeby mieć zlecenia wystarczy solidnie pracować, a nie oszukiwać.
- Wiem, przepraszam – trząsł się Julian.
- Musisz ponieść za to karę – z marsową miną powiedziała ciężarówka. – Taką samą na jaką skazałeś czerwoną lawetę.
- Nie! Nie zostanę tu! – krzyknął Julian. – Proszę, zrobię wszystko tylko mnie wypuście.
- W takim razie, ty i twoja laweta opuścicie miasteczko na zawsze. A jeśli kiedykolwiek wrócicie, to was znajdę.
- Dobrze – zgodził się roztrzęsiony mechanik. – Wyjedziemy jeszcze dziś, tylko nas wypuść.
Black zrobił miejsce, a niebieska laweta nie oglądając się za siebie wyskoczyła ze złomowiska i jak tylko najszybciej potrafiła, oddaliła się drogą.
Poczuś włączył nieliczne światła, które były rzadko porozstawiane po złomowisku. Podjechała czerwona laweta, która bez blachy i posypana fluoroscencyjnym proszkiem nadal wyglądała przerażająco.
- No to piąteczka – zawołała Taksówka wyjeżdżając z zza zakrętu. – Pocztusiu, pomysł pierwszorzędny! Ale napędziliśmy im stracha.
- Ha ha – śmiał się nadjeżdżający Black. – Chyba już nigdy nie wrócą do naszego miasta.
Laweta popatrzyła na śmiejącego się czarnego i powiedziała:
- Dawno się słyszałam twojego śmiechu.
- Od dziś będziesz go słyszeć codziennie – odpowiedział z uśmiechem ciągnik siodłowy.
- Słuchajcie! – zawołała Taksówka. – Chyba mamy wakat w mieście, nie ma lawety.
- Trzeba poprosić blacharza, żeby szybciej naprawiał twoją karoserię, bo praca czeka – dodał Pocztuś.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę. Tyle miesięcy w bezruchu, strasznie się męczyłam.
- Już niedługo wrócisz na ulice.
- Byle nie dziś, bo możesz siać popłoch z tą zieloną poświatą – powiedział Pocztuś. – A ja jadę wyłączyć to śmigło, które ciągle wzbija kurz.
- Zaczekaj Pocztusiu – powiedział Black. – Muszę wam bardzo podziękować. Bez was pewnie dalej snułbym się tu smutny i bezradny.
- Co tam, cieszę się, że mogłem pomóc – skromnie odpowiedział żółty wóz pocztowy.
- To ja mam za co dziękować – dodała czerwona laweta – znowu mam nadzieję, że będę jeździła i pomagała innym, co lubię robić najbardziej.
- Cieszę się, że tu przyjechaliśmy – powiedziała Taksówka. – Myślę, że teraz będziemy się często widywać.
- Przyjedziemy za kilka dni zobaczyć jak nowa blacha – zapowiedział się Pocztuś. – A teraz już dobranoc i nikogo nie straszcie – na koniec zażartował.
- I zacznijcie szukać nowego domu – dodała na koniec Taksówka.
- Dobranoc – odpowiedzieli mieszkańcy złomowiska. A pomimo ciemnej nocy, dziwna zielonkawa łuna unosiła się nad tym opuszczonym miejscem.
- Pocztusiu, a skąd wziąłeś te emblematy królewskie, które dostarczyłeś Julianowi? – zapytała po drodze Taksówka.
- Od dzieci pożyczyłem, zabawkowe.
Komentarze