Emilia Morgan
Pocztuś, traktor i stara stodoła
audiobook o autach dla dzieci
Leśniczy chce rozbudować stodołę. W trakcie prac okazuje się, że konstrukcja budynku wymaga remontu. Do zrobienia jest naprawdę dużo. Pomocą służy nawet zielony traktor, który razem z Pocztusiem i Dyziem mają zadania specjalne. Tymczasem, nadchodzi burza.
Wesoła Dolina, to niewielkie miasteczko, w którym mieszkańcom pomagają super samochody. Pocztuś – to młody wóz, który codziennie rano przemyka przez miasto z przesyłkami. Taksówka jest gotowa na każde wezwanie. Wóz Policyjny stoi na straży porządku oraz służy pomocą każdemu, kto jej potrzebuje. Natomiast zielony Strażnik Lasu rzadko bywa w mieście, ponieważ najchętniej zapuszcza się w odległe zakątki lasu. Stałym mieszkańcem miasteczka jest natomiast Dyzio, wóz strażacki, którego zadania nie ograniczają się do gaszenia pożarów, ale dzięki wyposażeniu i swoim rozmiarom jest samochodem do zadań specjalnych.
Wiosna zagościła na dobre w Wesołej Dolinie. Drzewa pokryły się jasnozielonymi, jakby limonkowymi listkami, a mlecze próbowały na żółto pokryć trawniki. Wiosenne kwiaty prześcigały się, które szybciej i piękniej zakwitną.
Pocztusiowi nikt nie musiał mówić jaka pora roku nadeszła. Słońce wstawało coraz wcześniej i łaskotało go swoimi promieniami. Ptaki rozrabiały na drzewach i nie pozwalały długo spać. Więc codziennie, wcześnie rano, wyjeżdżał niedaleko za miasto, aby nacieszyć się porą roku, która tak szybko zamienia się w lato.
Pewnego dnia, niedługo po wschodzie słońca, postanowił pojechać do Strażnika Lasu, gdyż już dawno u niego nie był, a przecież nie wypada nie odwiedzać przyjaciół. Skierował się najpierw na drogę, którą najszybciej mógł opuścić miasteczko, a następnie nie spiesząc się, okrążył Wesołą Dolinę i skręcił w dróżkę prowadzącą do lasu.
Młody wóz pocztowy jechał krótką chwilę tą drogą, gdy zauważył w oddali sporych rozmiarów pojazd, poruszający się znacznie wolniej od niego.
„Co to może być?” – zastanawiał się w myśli. – „O tej godzinie to rzadkość, aby kogokolwiek można było spotkać na drodze, a do tego w takich rozmiarach.”
Ze znacznej odległości Pocztuś nie mógł rozpoznać co to był za dziwny pojazd, taki duży i nieforemny. Jednak jadąc trochę szybciej od niego, po chwili zbliżył się i rozpoznał w tym nietypowym kształcie załadowaną do pełna przyczepę, na którą patrzył od tyłu.
Wóz pocztowy jechał przez jakiś czas w tempie poprzedzającego go pojazdu, ale ten zdecydowanie poruszał się zbyt wolno, nawet biorąc pod uwagę, że Pocztusiowi nigdzie się nie spieszyło. Postanowił więc go wyprzedzić i szybciej dotrzeć do leśniczówki.
W czasie manewru zauważył, że przyczepę ciągnął duży, zielony traktor na ogromnych kołach. Pocztuś mrugnął mu przyjacielsko światłami i oddalił się w swoim tempie.
Zbliżając się do leśniczówki, był pewien, że Strażnik Lasu już nie śpi, bo zielony wóz nazywany był przez wszystkich rannym ptaszkiem.
Pocztuś zajechał za dom leśniczego i zobaczył starego przyjaciela, uwijającego się przy rozrzuconych, starych deskach. Całe podwórko wyglądało inaczej niż zwykle. Wydawało się, że przeszedł przez nie huragan.
– Strażniku – zawołał. – Co się tutaj wydarzyło?
Zielony wóz leśny odwrócił się w kierunku dolatującego głosu.
– Witaj Pocztusiu – odpowiedział. – Naprawiamy starą stodołę, a tak naprawdę, to prawie ją wyburzyliśmy i teraz będziemy stawiać nową.
– Dlaczego? – Pocztuś nie mógł zrozumieć. – Zawaliła się?
– Nie, oczywiście, że się nie zawaliła – wyjaśniał zielony. – Leśniczy chce powiększyć miejsce na siano dla zwierząt. Zaczęliśmy więc przerabiać stodołę, ale okazało się, że deski, z których była zbudowana zestarzały się i trzeba je wymienić. Dlatego rozebraliśmy wszystkie ściany, które były drewniane i jak widzisz ze starej stodoły zostały fundamenty i dach, który wspiera się na grubych belkach.
– A ja się przestraszyłem, że była tu katastrofa budowlana, a nic o niej nie słyszałem – Pocztuś nadal nie dowierzał swoim oczom.
Budynek stojący przed nim stanowił dziwaczną konstrukcję złożoną z ciężkiego dachu utrzymującego się na cienkich nóżkach. Odnosiło się wrażenie, że każdy większy podmuch wiatru może ją przewrócić. W każdym razie, nie wyglądała stabilnie.
W momencie gdy Pocztuś zamierzał przekazać swoje odczucia Strażnikowi Lasu, usłyszeli rytmiczne tok, tok, tok. Po chwili ich oczom ukazał się zielony, duży traktor, którego Pocztuś wyprzedził na drodze prowadzącej do lasu.
– O, jesteś już! – zawołał zielony wóz w kierunku gościa.
– Dzień dobry – odparł niskim głosem ciągnik. – Starałem się dotrzeć jak najprędzej. Tak jak prosiłeś. Deski załadowałem w tartaku jeszcze wczoraj, abym mógł wyruszyć w drogę zaraz po świcie.
– Bardzo ci dziękuję. Tutaj już prawie wszystko jest przygotowane – odparł Strażnik Lasu. – Za chwilę powinni pojawić się cieśle do budowy stodoły.
– W takim razie gdzie podstawić przyczepę z deskami? – zapytał traktor.
Strażnik poinstruował potężnego gościa jak ten powinien podjechać, aby przyczepa była w dogodnym miejscu i nie zastawiała wjazdu. Zielony traktor wycofał z terenu leśniczówki, nawrócił i ponownie wjechał, ale tym razem tyłem. Nakierowany przez Strażnika lasu zaparkował przyczepę i ją odpiął.
Pocztuś podjechał do ciągnika i stanął równo z nim. Poczuł wówczas, że albo on jest bardzo mały, albo to traktor jest ogromny. Dach żółtego wozu ledwo sięgał górnej części tylnego koła.
„Łał” – pomyślał pocztowy. Nic jednak nie mówił głośno, aby nie zwracać niczyjej uwagi na te różnice.
Po chwili dotarli cieśle. Czterej mężczyźni, którzy jak nikt inny znają się na stawianiu konstrukcji z drewna, zbadali najpierw stan pozostałych elementów stodoły, obejrzeli przywiezione deski i już po chwili byli gotowi do pracy. Najpierw przygotowali sobie tymczasowy stół, na którym będą dopasowywać długość desek i odpowiednio je przycinać, a następnie wyciągnęli narzędzia i ochronną odzież.
Młody wóz pocztowy z podziwem patrzył jak zgranie i sprawnie pracują. Z zadumy wyrwał go Strażnik Lasu.
– Pocztusiu, czy nie było dziś do mnie przesyłki? Spodziewam się ważnego listu – powiedział.
– Nie, nie. Nie było – bez namysłu odparł Pocztuś i zauroczony dalej patrzył jak mężczyźni wymierzyli pierwsze deski, następnie je przycięci i zaczęli montować, przybijając do konstrukcji stodoły.
– Pocztusiu – ponownie powiedział zielony. – A nie zapomniałeś o czymś?
– O czym? – Pocztuś jakby przebudzony popatrzył w stronę Strażnika. – Rety! – nagle zawołał. – Tak się zapatrzyłem na budowę, że całkiem zapomniałem o swojej pracy!
Szybko nawrócił i wyjeżdżając z terenu leśniczówki zawołał:
– Przyjadę jak tylko rozwiozę pocztę.
– Zapraszam – odpowiedział ze śmiechem Strażnik Lasu.
Wóz pocztowy pognał w kierunku miasteczka, tym razem najkrótszą drogą. Zajechał do placówki, zapakował listy oraz paczki, a następnie sprawnie podjeżdżał pod każdy adres i doręczał przesyłki. Niestety nie miał czasu na pogawędki z mieszkańcami, które tak lubił. Był spóźniony, ale tak naprawdę to chciał się uwinąć z pracą jak najszybciej, aby pojechać do leśniczówki i obserwować pracę cieśli.
Tymczasem niebo nad Wesołą Doliną nie było już tak błękitne jak rano. Nad miasteczko najpierw napłynęły jasne bałwanki, które wkrótce zostały zastąpione przez coraz ciemniejsze, i szybciej się przesuwające, ciemne chmury. Wiatr, którego do tej pory prawie nie było czuć, teraz swoimi porywami wznosił kurz z ulicy. Zrobiło się niespokojnie. Zanosiło się na burzę.
Pocztuś krążył po mieście już dłuższy czas i dostarczał ostatnie przesyłki. Z niepokojem zerkał w górę.
„Ciekawe jak idzie budowa stodoły” – zastanawiał się. – „Ta burza to chyba nic dobrego.”
Wkrótce do dostarczenia pozostał Pocztusiowi ostatni list, zaadresowany do Strażnika Lasu. Nie zwlekając więc ani minuty, żółty skierował się prosto w kierunku leśniczówki. Gdy był na drodze, na której rano spotkał traktor z przyczepą, niebo nad lasem było całkiem granatowe i miał wrażenie, że wiatr usiłuje zepchnąć go z drogi. Z każdą chwilą był bardziej zaniepokojony.
Wjeżdżając na podwórko Leśniczego, od razu zauważył, że panuje tam nerwowa atmosfera. Wszyscy byli zaangażowani w pracę, łącznie z zielonym traktorem, którego zadaniem miało być tylko dostarczenie desek i czekanie na opróżnioną przyczepę. Tymczasem ciągnik służył swoimi rozmiarami do podnoszenia elementów w wyższe partie stodoły, a cieśle dopasowywali deski i przybijali je. Strażnik Lasu podwoził ciężkie elementy bliżej konstrukcji.
Pocztuś poczuł, że musi pomóc w tej budowie. Nie wiedział tylko jak.
– Strażniku – zawołał do zielonego. – Jak idzie?
– Obawiam się, że możemy mieć kłopoty przez tę burzę – odparł Strażnik Lasu zatrzymując się chwilę przy młodszym koledze. – Zabudowaliśmy jedną stronę stodoły i zaczęliśmy stawiać kolejną ścianę. Tymczasem zaskoczyła nas zmiana pogody i musimy jak najszybciej pozakładać pozostałe deski, gdyż na tym etapie budynek jest w niebezpieczeństwie.
– Niebezpieczeństwie? – powtórzył jeszcze bardziej zaniepokojony Pocztuś.
–Tak – potwierdził samochód leśny. – Pojedyncza ściana działa jak żagiel. Wiatr dmuchając w nią silno może spowodować, że budynek się przewróci. Konstrukcja musi jak być zamknięta, zanim burza rozpocznie się na dobre.
– Jak mogę pomóc? – zaoferował się Pocztuś.
– Możesz podwozić deski, które są przygotowane, bliżej do stodoły – odparł Strażnik Lasu. Chociaż tak naprawdę to przydałby się ktoś wyższy z wysięgnikiem. Ktoś kto mógłby podnieść deskę na jej właściwe miejsce, a cieśle tylko by ją przybili. To przyspieszyłoby pracę.– Czy mój hak nie jest wystarczający? – z nadzieją w głosie poddał pomysł żółty.
– Obawiam się Pocztusiu, że twój hak jest za krótki. Stodoła jest bardzo wysoka i nawet zielony traktor nie dostaje do samej góry.
Podmuchy wiatru niebezpiecznie poruszały stodołą składającą się teraz z dwóch ścian, wysokich podpór i ciężkiego dachu, który sprawiał wrażenie, że może w każdej chwili przechylić się i runąć pod swoim ciężarem.
Pocztuś kręcił się bezradnie, próbując na szybko wymyślić, jak usprawnić budowę stodoły, aby wiatr jej nie zniszczył.
W pewnym momencie zawołał do Strażnika Lasu usiłując przekrzyczeć wiatr.
– Za chwilę będę z powrotem! Mam pomysł!
Młody wóz pocztowy nawrócił i, pędząc co sił w kołach, skierował się w stronę miasteczka. Pomimo, że starał się dotrzeć jak najszybciej, droga dłużyła mu się nieznośnie. Dojeżdżając do pierwszych zabudowań, zakręcił ostro w prawo i obrzeżami dotarł do remizy strażackiej. Ostro hamując przed wjazdem omal nie wpadł na wyjeżdżającego z niej Dyzia.
– Ho, ho – zawołał wóz strażacki. – Pali się? – zapytał Pocztusia.
– Nie, nie – odparł pocztowy. – Dyzio, jesteś natychmiast potrzebny w leśniczówce.
– Natychmiast? Co się stało – wóz strażacki był wyraźnie zaniepokojony. – Właśnie wybierałem się na objazd miasteczka, bo przy takim wietrze może się złamać jakaś gałąź i stanowić niebezpieczeństwo. Ale tak naprawdę to nie mam żadnych zgłoszeń więc mogę pojechać do leśniczówki.
– Jedźmy natychmiast – powiedział Pocztuś. – Po drodze wyjaśnię ci o co chodzi.
Samochody wyruszyły w stronę lasu bez dalszej zwłoki. Żółty wóz pocztowy poinformował Dyzia o sprawie, więc ten znał powagę sytuacji. Niewielkie krople deszczu spadły na przednie szyby aut.
– Nie, nie, nie. Tylko nie to – wyszeptał samochodzik patrząc na chmurę. – Wytrzymaj jeszcze, proszę.
– To jeszcze nic – powiedział Dyzio słysząc błagania Pocztusia. – Popatrz tam.
Wóz strażacki wskazał na horyzont zza którego wyłoniła się jeszcze większa i ciemniejsza chmura niż ta, która trochę bokiem omijała Wesołą Dolinę.
– Pospieszmy się – tym razem Dyzio zadecydował, widząc że nie ma ani minuty do stracenia. Załączył światła strażackie i ostro dodał gazu.
Wkrótce dotarli na obrzeża lasu i wjechali na teren leśniczówki. Widać było, że tam nikt nie marnował nawet minuty. Każdy pomagał jak mógł, ale pracy było jeszcze bardzo dużo.
Strażnik Lasu gdy tylko zobaczył Pocztusia z Dyziem, od razu zrozumiał na jaki pomysł wpadł młody wóz pocztowy.
– Do dzieła – zawyrokował wóz strażacki. – Strażniku, jak mogę pomóc?
Wóz leśny wskazał Dyziowi miejsce tuż przy stodole i pokazał gdzie należy podnosić deski, aby łatwo było je przymocować.
Jeden z cieśli wspiął się po drabinie wozu strażackiego i z łatwością przybijał deski podnoszone na wysięgniku strażackim. W ten sposób praca bardzo przyspieszyła, gdyż wędrowanie po tradycyjnej drabinie w górę i w dół zabierało pracownikom dużo czasu. Drugi cieśla przybijał deski w dolnej części budynku, a dwaj pozostali przygotowywali materiał.
Stodoła, która chwiała się przy większych podmuchach wiatru, z każdą chwilą stawała się mocniejsza. Część trzeciej ściany była już zaścielona, ale ciemna chmura zbliżała się nieubłaganie. Niebo przecinały błyskawice, a po chwili do pracujących docierały grzmoty. Pocztuś z niepokojem liczył sekundy jakie mijały pomiędzy błyskawicą a grzmotem, aby wiedzieć ile kilometrów od nich jest oddalona burza.
Potężny błysk rozświetlił panujący półmrok, rozcinając niebo piorunem.
– Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście – liczył w myślach wóz pocztowy jednocześnie obserwując niebo i podwożąc kolejną paczkę gwoździ.
W tym momencie nastąpił „trzask”. Grzmot zagłuszył wszystkie odgłosy w pobliżu.
Pocztuś w myślach liczył „Trzy sekundy pomiędzy błyskawicą a grzmotem oznacza, że burza jest oddalona o jeden kilometr. Ja doliczyłem do dwunastu więc jesteśmy oddaleni od burzy o 4 kilometry. Mam nadzieję, że ta chmura nie przesuwa się szybko, bo cztery kilometry to naprawdę mało.
Zielony traktor dostarczał Dyziowi kolejną partię desek, które ten podnosił, a cieśla przybijał do konstrukcji stodoły. Jedna deska, za drugą. Tuż na nimi, swoją pracę kontynuował drugi cieśla uzupełniając dolną warstwę.
Od kiedy do ekipy remontowej dołączył wóz strażacki, we wszystkich wstąpiły nowe siły i praca ruszyła ze zdwojoną energią. Silne podmuchy wiatru nie napawały już Strażnika Lasu takimi obawami jak do tej pory. Zaczął być nawet dobrej myśli. Tylko Pocztuś z niepokojem odliczał coraz krótszy czas, który mijał od błysku do grzmotu.
– Przenosimy się na ostatnią ścianę! – zawołał cieśla.
Dyzio przesunął się na sąsiadujący bok, na szczęście ten krótszy i stojący trochę bokiem do kierunku, z którego wiatr najmocniej dmuchał. Pierwsze krople deszczu spadły na pracujących, gdy cieśla był w połowie tej ściany.
– Prędzej! – Strażnik Lasu w myślach mobilizował pozostałych widząc jednocześnie, że starają się jak mogą.
W tym momencie wiatr zawirował tak mocno, że zrobił wir wokół stodoły. Cieśla stojący na drabinie wozu strażackiego zachwiał się i upuścił deskę. Gdyby nie przytrzymał się dachu, mógłby spaść. Dyzio wcisnął hamulce z całych sił, aby utrzymać się na miejscu, ale wiatr próbował go odepchnąć od stodoły. Cieśla wiedział, że jeżeli wiatr przesunie wóz to drabina straci oparcie i jedynym ratunkiem dla niego będzie mocne trzymanie się dachu, ale ile można tak wytrzymać. Dyzio robił co mógł w tej niebezpiecznej sytuacji. Spiesząc się przy budowie stodoły nie rozłożył podpór utrzymujących go w miejscu. Teraz drżał o bezpieczeństwo pracownika na drabinie. Zielony traktor widząc co się dzieje, stanął za wozem strażackim i swoimi potężnymi kołami pomagał mu, aby wiatr nie przesunął go ani o kawałek. Po kilkunastu sekundach zawirowania, wiatr zelżał.
– Dzięki – Dyzio skierował w stronę traktora pełne ulgi spojrzenie.
– Proszę bardzo – odparł ciągnik. – A teraz działajmy dalej. Nie marnujmy czasu.
Już po chwili górna część była gotowa, a dolną dokończyli wszyscy czterej pracujący cieśle. Przybijając ostatniego gwoździa do konstrukcji stodoły, chyba zrobili dziurę w chmurach, bo w tej samej chwili deszcz lunął na wszystkich pełną mocą. Cała ekipa schroniła się wewnątrz stodoły z niepokojem obserwując deski smagane silnym wiatrem i intensywnym deszczem.
– Ja się deszczu nie boję – zażartował Dyzio.
– Wiemy, wiemy – odparł Strażnik Lasu. – Wóz strażacki jest z wodą za pan brat. Ale nie wszyscy są tacy odporni.
Pocztuś przypatrywał się uważnie wszystkim ścianom stodoły, poszukując nierówności i przecieków.
– Fiu, fiu – rzekł na końcu nie dostrzegając żadnych niedoróbek. – Porządnie wykonane.
Zmęczeni cieśle z wdzięcznością popatrzyli w stronę wozu pocztowego.
– W takim tempie to chyba jeszcze nie pracowaliśmy – powiedział jeden z mężczyzn. – W pół dnia zaścieliliśmy deskami tak duży budynek.
– Tak, to naprawdę rekord – dodał drugi cieśla z uśmiechem. – Ale to tylko dzięki takim pomocnikom jak super wozy Wesołej Doliny.
– Jeśli ekipa jest zgrana, to i praca idzie – potwierdził Strażnik Lasu, który jeszcze nie mógł uwierzyć, że udało się zdążyć przed burzą. Niebezpieczeństwo, że stodoła się zawali przy tak silnych podmuchach wiatru, było naprawdę duże.
Ulewa nie trwała długo. Wkrótce wiatr zaczął słabnąć, a niebo odzyskiwało błękitny kolor. Ciemne, granatowe chmury przesunęły się dalej. Nad Wesołą Doliną ponownie zaświeciło słońce.
– Sprawdźmy teraz wszystko – zaproponował jeden z pracowników, a reszta zgodziła się z propozycją.
Cieśle skontrolowali więc każdą deskę, wzmocnili tam gdzie trzeba było i wkrótce zaczęli składać swoje stanowisko pracy. Uprzątnęli wszystkie skrawki desek i inne pozostałości. Złożyli narzędzia, pożegnali się i odeszli.
Chwilę po nich zielony traktor zapiął przyczepę i powolutku oddalił się w swoją stronę.
Dyzio, rzekł, że musi skontrolować czy w miasteczku wiatr nie połamał drzew i również odjechał.
Tylko Pocztuś kręcił się po terenie leśniczówki podziwiając wykonaną pracę.
– Strażniku – zaczął. – Może przyjadę jutro to pomogę w sianokosach.
– Nie tak szybko, Pocztusiu – odparł zielony. – Trawa musi jeszcze trochę podrosnąć, potem trzeba ją skosić, następnie wysuszyć i dopiero wtedy będzie nadawała się do złożenia w stodole.
– Rozumiem – odparł nieco zawiedziony żółty.
– Ale przyjedź jutro, to pomożesz mi zamocować w stodole kilka półek.
– Świetnie – ucieszył się Pocztuś. – Z wielką przyjemnością przyjadę.
Młody wóz pocztowy pojechał w kierunku miasteczka. Tak wyczerpującego dnia nie miał już dawno. Ale to pozytywne zmęczenie napawało go ogromną satysfakcją. Wiedział, że jego pomoc była bardzo ważna. To on poprosił o pomoc wóz strażacki, dzięki któremu pracę przy remoncie stodoły udało się skończyć przed burzą.
„Całe szczęście, że tam byłem” – pomyślał. – „To było niesamowite.”
Komentarze