Hans Christian Andersen

Mała Syrenka część 2 

Część druga opowiadania, według tekstu Andersena, o młodej Syrenie, która pokochała księcia i poświęciła wiele, aby być z nim. Czy odnajdzie miłość i szczęście? Posłuchajmy. Bajka do słuchania.

Czy słuchałeś pierwszej części opowiadania o Małej Syrence? Znajdziesz ją tutaj.

 

Wymknęła się z ogródka i popłynęła w kierunku wielkiego wiru, za którym mieszkała czarownica.
Nie była dotąd nigdy w tym miejscu, gdzie się rozciągała pustynia piaszczysta, bez roślin ani kwiatów. W głębi dojrzała wir straszliwy, obracający się jak olbrzymie koło młyńskie.
Niedaleko stąd mieściło się ogromne, jakby bagno podmorskie, o gęstej, ciepłej, wstrętnej wodzie, którędy przepłynąć musiała, chcąc dotrzeć do lasu, gdzie mieszkała czarownica.
Rośliny i zwierzęta były tu ohydne, poczwarne, polipowate, śliskie, ruchliwe, opatrzone mackami i rzęsami a kto się w nie dostał, przepadał na zawsze.
Zadrżała ze strachu i chciała już wracać, ale wspomnienie ukochanego dodało jej otuchy. Owinąwszy wkoło głowy włosy, by ich nie chwyciły polipy, skrzyżowała na piersiach ręce i potężnymi ruchy ogona, rzuciła się między szkaradne potwory. Płynęła z rozmachem wielkim, jak rekin, ponieważ zaś ciało jej było gładkie i nie dawało punktu zaczepienia, uszła cało.
Widziała po drodze szkielety ludzi i zwierząt, mnóstwo przedmiotów pozbawionych już kształtu, a nawet zwłoki syreny zbłąkanej tu i zdławionej bezlitośnie.
Po przebyciu tego strasznego miejsca biedna syrena znalazła się w drugim bagnisku, pełnym tłustych opasłych węży, które przewracały się pokazując rdzawe brzuchy.
Niedaleko stąd był dom czarownicy, zbudowany z kości topielców. Wiedźma siedziała przed drzwiami karmiąc ropuchę, podobnie jak dziewczęta dają jeść kanarkom. Po piersiach jej, przypominających rozlazłą gąbkę, wiły się węże i płazy rozmaite, którym nadawała pieszczotliwe imiona.
— Wiem czego chcesz! — powiedziała czarownica na widok syreny — jest to szaleństwo, ale stanie się wedle woli twojej. Będziesz nieszczęśliwa, a tego właśnie życzę całemu światu. Chcesz się pozbyć rybiego ogona i dostać szkaradne ludzkie kikuty do chodzenia. Sądzisz, iż książę pokocha cię wówczas, zaślubi i obdarzy duszą nieśmiertelną.
Rzekłszy to, ryknęła czarownica śmiechem tak strasznym, że gady pospadały z jej piersi.

— Dobrześ trafiła! — dodała — jutro od świtu zaczynam robić talizmany i napoje czarodziejskie, toteż za nic nie oderwałabym się od tego i musiałabyś wracać z niczym. Ale dziś mam dość czasu przyrządzić ci trunek, który wypijesz przed wschodem, potem zaś wypłyniesz tędy, w lewo na ziemię. W drodze stracisz ogon, ale uprzedzam, że będzie to bolało, jak cięcie noża, ból minie i dostaniesz owe piękne nóżki ludzkie, których tak pożądasz. Wszyscy ludzie uznają cię za najpiękniejszą z dziewcząt, zachowasz ruchy zwinne, faliste, lekkie, a w tańcu nikt ci nie dorówna. Ale każdy krok boleć cię będzie, jakbyś stąpała po ostrzu noża. Jeśli podejmujesz to męczeństwo, stanie się co mówię.
— Zgoda! — odrzekła dźwięcznym głosem syrena.
Namyśl się dobrze. Zostawszy raz dziewczyną, nie wrócisz już do postaci syreny, nie będziesz tedy mogła się zanurzyć w fale i przybyć do pałacu ojca. Nie otrzymasz także duszy nieśmiertelnej, jeśli książę cię nie pokocha i nie weźmie za żonę. Nazajutrz po jego ślubie z inną, serce ci pęknie, a całe ciało przemieni się w pianę morską.
— Niech tak będzie! — powiedziała syrena, blada śmiertelnie.
— Musisz mi zapłacić za fatygę, — powiedziała czarownica — a nie poprzestanę na byle czym. Masz śliczny głos i nim to zapewne chcesz pozyskać względy księcia. Żądam tego głosu w zamian za trunek czarodziejski, a nie jest to za wiele, gdyż muszę dodać do niego krwi własnej.
— Cóż mi zostanie, jeśli głos utracę? — spytała biedaczka.
— Zostanie ci piękność kształtów, ruchy powabne, przecudne oczy... wierz mi, aż nadto tego, by czarować mężczyznę. Cofasz się? Nie? A więc wystaw swój śliczny języczek, a gdy go utnę, zaraz dam ci czarodziejski napój.
— Tnij! — zawołała syrena.
Nie sposób opisać z czego zrobiła czarownica obrzydliwy napój czarodziejski, w który upuściła także, wedle umowy, krwi własnej. Dała go potem, nie mogącej już słowa wyrzec biedaczce i przykazała, by w razie napaści polipów, pokropiła je owym eliksirem, a nic jej nie zrobią złego.
Syrena ruszyła w drogę powrotną, Polipy i węże uciekły na sam widok lśniącej, jak gwiazda czarki z napojem, toteż minęła niebezpieczne miejsce i wielki wir.
Mijając pałac ojcowski spostrzegła, że bal skończony i światła pogasły. Nie wstąpiła z obawy, że ktoś ją zapyta, a ona nie posiada już głosu.
Serce jej przeszywał ból, zabrała ze swego ogródka i ogródków sióstr po jednym kwiecie i posławszy od ust całus domowi rodzinnemu, wypłynęła na brzeg, gdzie stał pałac księcia.
Gdy usiadła na marmurowych schodach miało się już ku świtaniu, ale księżyc świecił jeszcze.
Wypiła prędko czarodziejski trunek, który ją parzył jak ogień, potem zaś padła zemdlona, poczuwszy ból jakby ją przeszył ostry miecz.
Gdy odzyskała zmysły, słońce już wzeszło. Czuła jeszcze ból, ale zapomniała o nim nagle, ujrzawszy przed sobą księcia.
Spuściła oczy i nagle spostrzegła, że znikł ogon rybi i posiada parę prześlicznych, maleńkich nóżek. Była naga, ale bujne włosy okrywały ją do kostek.
Książe spytał, kim jest i skąd przybywa, ale miast odpowiedzi spojrzała nań tylko przecudnymi, ciemnymi oczyma.
Wziął ją za rękę i wprowadził do pałacu. Stąpała jak po nożach, ale czym był ból, wobec tego że szła obok ukochanego, tak lekko jak piórko, budząc podziw wszystkich.
Zakrzątnięto się koło niej, przybrano w bogate szaty z jedwabiu i koronek, zaćmiła wszystkie kobiety pięknością, ale nie mogła wyrzec słowa, ani nawet wydać najlżejszego okrzyku.
Wieczorem odbył się bal w pałacu. Śpiewały różne damy i dziewczęta, a książę uśmiechał się serdecznie. Biedna syrena wspominała z bólem głos swój przecudny, którym przewyższyłaby każdą.
— Ach! — pomyślała — Gdybyż choć wiedział, że poświęciłam swój głos dla niego.
Na dany znak rozpoczęto tańce, a syrena jęła wirować, falować, giąć się rytmicznie tak uroczo, że wszyscy zatrzymali się w miejscu, patrząc na nią tylko. Każdy jej ruch był tak wykwintny, śmigły, wprost nadludzko lekki, że naśladować go nie umiał nikt.
Książe był zachwycony, a syrena spostrzegła to i tańczyła bez końca, mimo że każdy krok bolał ją, jakby stąpała po nożach.
Gdy skończyła, książę wziął ją na swego pazia, ubrał w męskie szaty i pozwolił jej sypiać pod swymi drzwiami na aksamitnej poduszce.
Zabierał ją też na polowania i dalekie wycieczki konne po górach, ale nie zwracała teraz uwagi na piękne widoki, które ją przedtem wprawiały w zachwyt. Widziała tylko jego.
Nacierpiawszy się niemało w ciągu dnia, zbiegała nocą nad morze i wkładała do wody zbolałe stopy. Dumała nad utraconą rodziną i domem, a siostry przybywały do niej często, chcąc pocieszyć. Niestety, pomówić już z nimi nie mogła. Jednej nocy ujrzała starą babkę i ojca króla w koronie. Dawali jej z dala znaki, ale zbliżyć się nie mogli, ze względu na ludzi i dostojeństwo swoje.
Książe kochał ją z dniem każdym bardziej, ale tylko jak miłego towarzysza i nie myślał zgoła zaślubiać. A jednak od tego właśnie zależało, czy uzyska duszę nieśmiertelną, czy zniknie jako morska piana na zawsze.
Całował ją czasem w czoło, a gdy go pytała smutnymi oczyma, odgadywał owo pytanie i mówił:
— Kocham cię bardziej od kogokolwiek na świecie i wiem, że serce twe jest mi oddane w zupełności, podobną jesteś też bardzo do pewnej dziewicy, którą ujrzałem na chwilę, w dniu, kiedym został wyrzucony na brzeg po rozbiciu statku. Stoi tam świątynia, a dziewica ta, wraz z innymi, jest jej kapłanką. Ją to tylko właśnie, ją, która mi uratowała życie, mógłbym pokochać całą duszą. Przypominasz mi ją tak dokładnie, że czasem dwa te obrazy mieszają się ze sobą, toteż nie rozstaniemy się nigdy.
— Ach! — pomyślała biedna syrena — Pokochałby mnie może i poślubił, gdyby wiedział że to ja uratowałam mu życie.
Wzdychała żałośnie, gdyż płakać, jako syrena nie mogła. Pocieszało ją to tylko, że jeśli tamta dziewica jest kapłanką, to jej nie poślubi, ona zaś, chociaż nie uzyska duszy nieśmiertelnej, będzie mu mogła poświęcić całe swe życie. I nie żałowała już tego, co uczyniła.
Niebawem zaczęto mówić o bliskich godach małżeńskich księcia, ale syrena uśmiechała się tylko, wiedząc jak sprawa stoi. Sam jej to zresztą powiedział:
— Z rozkazu króla, ojca mego, muszę jechać w odwiedziny do sąsiedniego monarchy, który chce mnie ożenić z córką swoją. Ale tylko tamta dziewica ze świątyni mogłaby zostać żoną moją, a gdybym o niej zapomniał, wówczas ty właśnie, która posiadasz jej rysy.
Spokojna tedy zupełnie wsiadła z nim razem na złocisty okręt, on zaś pytał w drodze:
— Czy boisz się morza?
Ach, o ileż je lepiej znała, niż wszyscy wokoło.
Nocą, kiedy wszyscy spali, siedziała na burcie, chcąc przeniknąć, aż do dna zieloną głębię i wydawało jej się, że z dołu spoglądają ku niej, widząc cień statku, siostry, ojciec w srebrnej koronie i sędziwa babka. Raz nawet siostry wychyliły się z fal, dając znaki, ale spłoszone nadejściem marynarza, zniknęły pod wodą z powrotem.
Okręt stanął w porcie sąsiedniego królestwa. W stolicy rozbrzmiały dzwony i strzały armatnie, żołnierze stali w szpalerze po ulicach, powiewały chorągwie, a goście weszli do pałacu. Zaczęły się festyny, uroczystości, obchody i zabawy. Córka królewska przebywała, jak powiedziano księciu, w odległym klasztorze, gdzie ją uczono według zasad, godnych królowej.
W końcu przybyła. Syrena ciekawą była zobaczyć królewnę i rzeczywiście przyznać musiała, że jest przedziwnie piękna, zgrabna, a ciemne jej oczy spoglądają mądrze i z dobrocią.
Ledwo ją ujrzał książę, wykrzyknął wobec wszystkich:
— Ależ właśnie ty jesteś ową dziewicą, która mi ocaliła życie, gdy leżałem na brzegu wyrzucony przez fale.
Królewna zarumieniła się i również go poznała.
— Cóż za szczęście niespodziane! — zwierzył się książę syrenie — Ukochana moja nie jest Bogu oddaną kapłanką. Tobie najserdeczniej zwierzam się, gdyż wiem, że mnie zrozumiesz.
Nieszczęsna ucałowała dłoń jego na znak miłości i przywiązania, ale uczuła w sercu śmierć. Wiedziała już, że nazajutrz po ślubie zginie i nic z niej nie zostanie, prócz nikłej morskiej piany.
Znowu zabrzmiały dzwony, a heroldowie ogłosili gody weselne. Zapalono świece po wszystkich kościołach, a w katedrze królewskiej kapłan połączył młodą parę związkiem małżeńskim. Uniosły się dymy z kadzideł, zanucono hymn dziękczynny. Nieszczęsna syrena trzymała się w pobliżu nowożeńców, jako dama honorowa, ale nie dostrzegała wcale tych wspaniałości. Myślała o rychłej śmierci i o tym, że utraciła wszystko na tym i innym świecie.
Tego wieczoru udali się małżonkowie na okręt, przepięknie brany w kwiaty i sztandary.
Gdy noc zapadła, rozbłysły po masztach, rejach, linach i drabinach tysiączne kolorowe lampy, a biedna syrena wspomniała ową noc, kiedy to ocaliła umiłowanego od śmierci.
Nie chcąc psuć ogólnej radości, tańczyła uroczo, mimo straszliwych cierpień za każdym krokiem, śmiała się, a wszyscy podziwiali ją, mówiąc że prześcignęła samą siebie.
Serce jej krwawiło. Wiedziała, że to ostatnie chwile życia i pragnęła do końca zostać przy księciu. Niedługo zniknie dla niej wszystko, nastanie czarna noc, ona zaś przestanie istnieć.
Weselono się długo jeszcze, potem zaś, późną nocą pogasły światła. Na opuszczonym pokładzie zostali tylko strażnicy i biedna, czekająca śmierci ofiara. Nagle wyłoniły się z czarnych fal, siostry syreny. Miały włosy obcięte i były blade. Zbliżyły się do pokładu, mimo obecności ludzi, którym się uczyniły niewidzialne i powiedziały:
— Oddałyśmy czarownicy włosy nasze, by ci w zamian przyszła z pomocą i uchroniła od śmierci. Czar był mocny, więc musisz użyć silnego środka ratunku. Oto nóż ostry. Przeszyj nim serce księcia, a gdy kropla krwi jego padnie na nogi twoje, zrosną się w ogon syreni i będziesz mogła wrócić do domu, gdzie cię czeka życie niemal lat trzystu. Ale spiesz się. Nim zaświta, umrzeć musi on, albo ty zginiesz bezpowrotnie. On ma duszę nieśmiertelną, więc nie utraci wszystkiego, ty zaś zapadniesz bez ratunku w nicość na wieki. Biednej, starej babci wypadły z żalu siwe włosy. Zabij księcia, który był powodem wszystkiego i wracaj do nas. Spiesz się. Patrz, oto na nieboskłonie wykwita różowe pasmo wschodu. Za chwilę będzie po czasie.
 Westchnęły z żalem i zniknęły w falach.
Syrena uchyliła lekko jedwabną zasłonę namiotu książęcego, złożyła pocałunek na czole ukochanego, potem skierowała spojrzenie na niebo i stała przez chwilę, a nóż drżał w jej dłoni.
Nagle gwałtownym ruchem cisnęła w morze zabójcze narzędzie, a nóż zakreślił łuk czerwony i z sykiem wpadł w fale.
Nieszczęsna spojrzała raz jeszcze na księcia, potem zaś, pochylona przez burtę statku, spadła w zieleniejącą już toń.
W tej chwili ogarnęło ją uczucie, że się rozpływa. Słońce prześwietlało wodę i owo przedziwne konanie w jego promieniach, nie budziło w niej strachu, ani bólu. Nagle ujrzała w powietrzu mnóstwo przeźroczystych istot. Ciała ich nie zasłaniały widoku, tak że można było poprzez nie dostrzec żagle statków, chmury i inne przedmioty. Rozmawiały ze sobą, jakby akordami muzyki. Ale żadna istota ludzka słyszeć ich, ni widzieć nie mogła. Bez skrzydeł płynęły po powietrzu.
Syrena uczuła, że się wyłania z fal, odziana takim samem lekkim ciałem.
— Dokądże idę? — spytała podobnym muzycznym głosem, którego świergot ptaka oddać nie był w stanie.

— Idziesz do nas, do krainy istot powietrznych. — odpowiedziały te zjawy świetlane — Syreny nie posiadają duszy nieśmiertelnej, ale mogą ją uzyskać przez miłość człowieka. My, mieszkanki powietrza, także duszy nieśmiertelnej nie mamy, ale możemy ją posiąść przez dobre uczynki. To jest naszym celem. Płyniemy teraz właśnie na południe, gdzie zaraza, wywołana upałem zabija tysiące ludzi. Niesiemy chłód i woń zbawienną, która usunie chorobę.
Czyniąc tak dobrze przez lat trzysta, zyskamy dusze nieśmiertelne. Ty, biedna córko morza przecierpiałaś dużo, chcąc to osiągnąć. W nagrodę zostajesz uznana za równą nam i przez dobre czyny, dopniesz swego po latach trzystu.
Zachwycona syrena poczuła, po raz pierwszy w życiu łzy w oczach.
Wielki zamęt panował na statku, szukano wszędzie syreny, a nowo zaślubieni patrzyli smutnie w morze, sądząc że utonęła. Niewidzialna już teraz dla ich oczu, złożyła pocałunek na czole obojga, potem zaś siadła na różowej chmurce, obok towarzyszek i pożeglowała na południe.
— Za lat trzysta — rzekła jedna z istot świetlanych — popłyniemy tak samo w niebo.
— Stać się to może prędzej nawet! — dodała inna — Jeśli, wejdziemy niewidzialnie do ludzkiego domu i zdołamy uchronić od złych myśli dziecko, tak że pozostanie nadal dobre i miłe rodzicom, próba nasza skraca się o rok. A choćby nawet wysiłek nasz nie odniósł skutku, to Bóg skreśla nam w nagrodę jeden dzień czekania.


Komentarze

0
Małgosia
1 year ago
Miło się słuchało.
Like Like Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować
0
Mama
1 year ago
Super!super! Wielkie dzięki. Jak słoneczka moje słuchają tyle mam wolnego :)
Like Like Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować
0
Syrenka
1 year ago
Przepiękne słuchowisko. Tak mi żal syrenki. Ja też wiem jak to jest zakochać się w kimś bez wzajemności. Przepiękna bajka z morałami.
Like Like Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować
0
Małgosia
1 year ago
Super! będzie na wieczór.
Like Like Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować
0
Monika
1 year ago
Skończyliśmy Syrenkę wczoraj. Dziękujemy za dobranockę :)
Like Like Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować
0
Wiktoria
1 year ago
Moja siostra szybko zasłania dziękuję
Like Like Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować

Dodaj komentarz

Będzie mi miło, jeśli zostawisz swoją opinię.

Wyślij